Problemów z myśliwymi ciąg dalszy...




czyli: kolejny tekst o ludzkiej głupocie

31.07.2023



Nieraz już pisałem o "niemyśliwych" - idiotów bez mózgu, którzy potrawią dla wyłącznie własnej rozrywki strzelać do koni, psów, czy innych zwierząt. Nie, nie jestem wegeoszołomem, rozumiem potrzebę racjonalnej gospodarki leśnej i redukcji nadmiaru zwierzyny na danym terenie. Zwierzyny, która w związku ze stale poprawiającym się stanem środowiska naturalnego oraz bardzo dużą liczbą ugorów, niegdyś intensywnie uprawianych, a obecnie zaniedbanych i porosłych chaszczami mnoży się na potęgę. Sam zresztą będę chciał niedługo stać się jednym z nich, choćby po to, żeby móc zgodnie z przepisami pozbywać się dzików (czytaj: płoszyć je) z naszych pastwisk. Dzików, które (co już parokrotnie opisywałem) stanowią prawdziwą plagę, której myśliwi nie mają ochoty zwalczać. Plagę będącą przyczyną bardzo znaczących strat, które ponoszą rolnicy, a któych rekompensowania w odpowiedniej kwocie koła łowieckie unikają jak diabeł święconej wody. Jednak coś się we mnie buntuje, gdy patrzę na poczynania co poniektórych. A obawiam się, że jest wielu podobnych do tych, o których zaraz napiszę.

Kilka dni temu jeden z naszych koni zaczął bardzo późnym wieczorem (około 22-giej) zdradzać objawy lekkiej kolki. Gosia podała mu leki, zapaliła światło na wybiegu i zaczęła tradycyjną w takich przypadkach "oprowadzankę". Jeśli popatrzycie na zdjęcia na mapach Google (albo na te na końcu sekcji "Kontakt" na naszej stronie), to zobaczycie, że wybieg położony jest bezpośrednio za stajnią, od wschodu jest 19-metrowej szerokości działka - pole ze zbożem, a dalej - gospodarstwo sąsiednie. Po jakimś czasie znienacka od strony łąk wjechał na to pole samochód terenowy. Jadąc przez zboże sąsiada dojechał na wysokość naszego wybiegu, a osoby znajdujące się w nim zaczęły strzelać - nie wiadomo, do czego. Wszystko działo się w odległości około 60 metrów od domu, około 25 m od stajni i niespełna 20 m od Gosi i konia. Strzały były oddawane w stronę przebiegającej opodal (ok. 100 metrów) drogi publicznej, przy której na drugiej stronie stoi gospodarstwo sąsiada. Po kilku strzałach samochód z myśliwymi ruszył dalej prze zboże do tej drogi i odjechał. Niestety z uwagi na nocną porę i konia Gosia nie mogła dostrzec mumeru rejestracyjnego auta ani opisać twarzy tych idiotów. Nie było co zatem zgłaszać sprawy na policję - a może trzeba było ?... Koń na szczęście mimo wrodzonej płochliwości zniósł to dzielnie, a po kilkudziesięciu minutach "skupił się", dzięki czemu można było go odstawić z powrotem do boksu.

Wkurzony tym wydarzeniem poczytałem trochę przepisów i wiem już, że Prawo łowieckie w art. 51 mówi, iż za strzelanie w odległości mniejszej niż 150 m od zabudowań mieszkalnych, podlega karze grzywny. Nawet jednak, gdyby tego przepisu nie było, uważałbym takie zachowanie za skrajny idiotyzm, narażanie zdrowia i życia ludzi i zwierząt, nie wspominając o bezsensownym niepokojeniu mieszkańców i płoszeniu zwierząt w domach i gosodarstwach strzałami oddawanymi w bezpośredniej bliskości zabudowań. Niestety dalsza lektura prawa pokazała, że grono myśliwych to niestety swoiste "państwo w państwie", uprzywilejowana kasta, której dano prawo włażenia z nabitą bronią na nie swoje tereny tylko dlatego, że zachciało im się polować. Mało tego, gdybyście chcieli np. urządzić sobie przechadzkę po polach i lasach i przypadkowo trafilibyście na polującego, to ten może oskarżyć każdego z was o to, że jest osobą, która "celowo utrudnia lub uniemożliwia wykonywanie polowania", co w świetle nowelizacji prawa łowieckiego podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku. Tak, nawet spacer po własnym polu, łące, czy ugorze może się skończyć dla każdego zarzutammi karnymi za to tylko, że się żyje. Dotyczy to nas wszystkich: grzybiarzy, biegaczy, rowerzystów, miłośników pieszych wędrówek, obserwatorów przyrody. A pikanterii dodaje temu fakt, że myśliwy polujący w pojedynkę absolutnie nie ma obowiązku informować o swoich zamiarach kogokolwiek z okolicznych mieszkańców - włączając w to właścicieli gruntów, na których chce polować. Jeśli ktoś nie wierzy, polecam lekturę chociażby tego tekstu z OKOPRESS.PL: https://oko.press/do-wiezienia-za-utrudnianie-polowania-sejm-przyjal-lex-ardanowski

Jest na szczęście jeden sposób: można swoje ziemie wyłączyć z obwodu łowieckiego, składając (uwaga: koniecznie osobiście !) w starostwie powiatowym własnoręcznie podpisane oświadczenie następującej treści: "Na podstawie art. 27b ust. 1 i 4 ustawy Prawo łowieckie składam oświadczenie o zakazie wykonywania polowania na mojej nieruchomości, na którą składają się działki o numerach ewidencyjnych <......, ......, ......>, znajdujące się w miejscowości <......>, gmina <......>." W takim przypadku na waszym terenie nie będzie możliwe wykonywanie polowań (natomiast zdania co do prawa przejścia myśliwego przez tak wyłączony teren są niestety podzielone). To lest "marchewka" - ale aby ludzie masowo nie "stawiali się" myśliwym w ten sposób, wprowadzono i "kij": złożenie takiego oświadczenia pozbawia właściciela terenu prawa do dochodzenia od kół łowieckich odszkodowań za straty poczynione przez sarny, dziki i inne zwierzęta. Stworzono więc celowo sytuację, która dla większości rolników jest patowa. Dla mnie jednak ten "kij" ma małe znaczenie - bo jak pisałem na początku, koła łowieckie robią, co tylko mogą, żeby tych odszkodowań nie wypłacać (sąsiadowi za zniszczone pół hektara łąki w ramach odszkodowania wręczono... butelkę preparatu odstraszającego "Hukinol", którego skuteczność okazała się prawie żadna). Więc w razie potrzeby proponuję także wam skorzystać z tej niewygodnej, ale jednak istniejącej możliwości, pozwalającej na zwalczanie tych myśliwych, którzy z racji swojego głupiego zachowania stanowić mogą niebezpieczeństwo dla was i waszych zwierząt.



Zródła:

Jak wyżej