"Malowani, dokąd Bóg prowadzi..."




czyli: parę słów o kawalerii.

Ela Wnuk, 16.11.2010


Kawaleria na ogół kojarzy się nam z pięknymi mundurami, kolorowymi otokami na czapkach, barwnymi proporczykami powiewającymi nad głowami koni podczas defilady. To ciekawy, wręcz fascynujący widok, ale to tylko część kawaleryjskiej służby. Codzienne życie kawalerzysty było równie ciekawe, choć nie aż tak kolorowe.

W okresie międzywojennym w Wojsku Polskim istniało 40 pułków kawalerii: 3 pułki szwoleżerów, 27 pułków ułanów i 10 pułków strzelców konnych. Te formacje kawaleryjskie różniły się od siebie w zasadzie tylko "rodowodem". Ich umundurowanie, uzbrojenie, wyposażenie, czy sposób walki były takie same. Wielka różnorodność proporczyków oraz otoków na czapkach pozwalała rozróżnić, z którego pułku pochodził kawalerzysta. Każdy pułk miał swoje charakterystyczne barwy. W ostatnich latach powstało w Polsce wiele stowarzyszeń kultywujących tradycje kawaleryjskie. Często przyjmują one barwy tych przedwojennych pułków kawalerii: szwoleżerów, ułanów, strzelców konnych. Członkowie stowarzyszeń starają się nie tylko wyglądać jak dawni kawalerzyści, ale też zgłębiają kawaleryjskie zasady jazdy konnej i walki oraz kultywują wojskowe tradycje z tamtych czasów.

Skoro o barwach i umundurowaniu mowa: wyróżnia się dwa podstawowe rodzaje mundurów: garnizonowy i polowy. Mundur garnizonowy, to właśnie ten barwny, przyciągający wzrok mundur znany z defilad. Każdy pułk kawalerii miał charakterystyczny otok na czapce (szwoleżerowie nosili czapki okrągłe, a ułani i strzelcy konni - rogatywki) oraz proporczyki na kołnierzu kurtki mundurowej (proporczyk składał się z dwóch lub trzech kolorów). Mundury te były używane w czasie wszystkich wystąpień oficjalnych, świąt państwowych oraz podczas służby. Natomiast mundury polowe miały być jak najmniej kolorowe, nie rzucające się w oczy. Były one używane jako codzienne mundury ćwiczebne oraz w czasie działań bojowych. Do munduru polowego noszono miękkie rogatywki (bez otoków i okuć) lub furażerki, na kurtkach nie było żadnych odznak ani barwnych obszyć, z wyjątkiem stopni wojskowych na naramiennikach. Pozostałe elementy munduru, takie jak spodnie czy buty, były w zasadzie takie same.



Kolejnym ważnym elementem jest uzbrojenie kawalerzysty. W tym temacie istnieją pewne stereotypy, które nie do końca są zgodne ze stanem faktycznym. Wiele osób oczami wyobraźni widzi kawalerię szarżującą cwałem na nieprzyjaciela, rozwiane w pędzie proporczyki i sztandary. Niezupełnie jest to prawdą. Kawalerzysta z okresu dwudziestolecia międzywojennego był uzbrojony w szablę, lancę oraz broń palną (szeregowcy - karabiny, oficerowie - pistolety). Koń był tylko środkiem transportu, a nie narzędziem walki. Taktyka walki kawalerii wyglądała tak, że oddziały dojeżdżały konno na zaplanowane pozycje, tam spieszały się (czyli żołnierze zsiadali z koni) i przechodziły do walki pieszej z użyciem broni palnej. Na czas walki koniowodni (żołnierze wyznaczeni do opieki nad zwierzętami) odprowadzali konie w bezpieczne miejsca. Oczywiście szarże również miały miejsce, jednak stosunkowo rzadko i tylko wtedy, gdy można było zaatakować nieprzyjaciela z zaskoczenia, lub jeżeli sytuacja na polu walki do takiej szarży zmuszała. Starano się unikać tej formy walki, gdyż powodowała ona zbyt duże straty ludzi i koni. Szable i lance, nieodłączne atrybuty kawalerzysty, coraz bardziej wychodziły z użycia. W czasie pokoju służyły one do ćwiczeń sprawnościowych podczas codziennych zajęć z jazdy konnej. Na defiladach i paradach na lancach wożono proporczyki, a oficerowie oddawali honory salutując błyszczącą szablą.



No i w końcu najbardziej istotny element kawaleryjskiej służby - koń. Polska armia w owym czasie potrzebowała naprawdę wielkiej ilości koni. Rachunek jest dość prosty: pułk kawalerii w stanie gotowości bojowej potrzebował ponad 800 koni, a pułków kawalerii było 40. Ponadto konie były używane również w innych wojskach (w piechocie, artylerii) w taborach, zwiadzie, łączności - w latach międzywojennych Polska miała bardzo słabo rozwiniętą sieć dróg, brakowało, ciężarówek, kierowców, czy paliwa, dlatego podstawą transportu i łączności były konie. Armia potrzebowała w tamtych czasach ponad 40 000 koni ! Było to wielkie wyzwanie dla polskiej hodowli. Poszczególne pułki kawalerii starały się dobierać konie pod względem maści, jednak nie zawsze było to możliwe. Konie były wcielane do wojska jako 4-letnie, na początek trafiały do tzw. szwadronów zapasowych, przez pierwszy rok lub dwa były dosiadane tylko przez doświadczonych ujeżdżaczy i uczyły się swojego "zawodu". Dopiero koń w pełni przygotowany, wyszkolony w pracy na ujeżdżalni i w terenie, w skokach, zachowaniu się podczas władaniu lancą i szablą, nauczony pokonywania wpław rzek, przyzwyczajony do odgłosów wystrzałów, mógł przejść do szwadronów liniowych, czyli do normalnej służby kawaleryjskiej.



Tak było dawniej. Pozostało to na kartach książek, dokumentów i pamiętników oraz w pamięci nielicznych już żyjących prawdziwych kawalerzystów. Obecnie działające stowarzyszenia kawaleryjskie starają się jak najbardziej wiernie odtworzyć historię. Niestety - zapał jest wielki, ale często brak jest na to pieniędzy. Nie jest to bowiem tanie hobby. Pomijając koszty zakupu i utrzymania konia, należy liczyć się również z ceną munduru (jest w Polsce kilku tylko krawców szyjących naprawdę dobre i zgodne z przedwojennymi regulaminami mundury), butów, replik uzbrojenia... Jednak jest wielu ludzi pełnych zapału, którzy są chętni stawić temu wyzwaniu czoła. Muszę z zadowoleniem stwierdzić, że z roku na rok na zawodach kawaleryjskich, na defiladach, czy podczas rekonstrukcji bitew można obserwować coraz lepszy stan wyposażenia oraz stopień wyszkolenia jeździeckiego.

Stowarzyszenia kawaleryjskie organizują różnego rodzaju obozy, zgrupowania, szkolenia. Można tam podnosić swoje umiejętności jeździeckie (często pod okiem bardzo fachowych instruktorów), uczyć się władania białą bronią, poznawać przedwojenne regulaminy, zasady musztry pieszej i konnej itp. Jest to ciekawa alternatywa dla jazdy rekreacyjno- terenowej, a nie kłóci się to z typowym sportem jeździeckim. Stowarzyszenia organizują także zawody kawaleryjskie, które zwyczajowo składają się z siedmiu prób. Są to: przegląd mundurowy, ujeżdżenie, skoki przez przeszkody, cross, władanie szablą, władanie lancą oraz strzelanie z broni palnej. Który współczesny jeździec z czołówki rankingów sportowych poradziłby sobie z wszystkimi tymi zadaniami ?



Stowarzyszenia, z którymi współpracuję to Stowarzyszenie Ułanów Grochowskich im. gen. Dwenickiego (www.grochowscy.pl) i Ochotniczy Szwadron Kawalerii im. 1 Pułku Szwoleżerów. Serdecznie zachęcam wszystkich (także płeć piękną) - spróbujcie zapoznać się bliżej z kawalerią, naprawdę warto !


P.S. Jeszcze małe wyjaśnienie: tytuł tego opracowania to pierwsze słowa tej oto piosenki:

"Malowani, dokąd Bóg prowadzi ?
Poprzez gniewny, wypalony szlak.
Nie wiadomo, kogo powitamy,
Nie wiadomo, nie wiadomo,
kogo będzie brak.

Malowani, wojna - a na wojnie,
Ważny jeno koń i chlebak twój.
Hej ułani - idźcie w bój spokojnie,
bo podobno nikt nie słyszał,
trafiających kul.

Nauczyli nas galopem lecieć,
Na paradach w barwnych strojach stać,
I po stogach zbędne robić dzieci.
Tylko nikt nas nie nauczył,
Jak przed śmiercią wiać.

Tamtej szarży żaden nie wyśpiewa,
Padł ostatni, jak ostatni liść.
W babim lecie zaplątany w krzewach,
Nie wysłany, nadpalony,
twój ostatni list.

Dziś na ścianach szable pordzewiałe,
Dawnych czasów niepotrzebna broń.
Tylko czasem ktoś zalawszy pałę,
Udowadnia cztery nogi
Miał ułański koń."



Zródła:

Tekst napisany na potrzeby naszej strony przez Elę Wnuk, której bardzo serdecznie dziękujemy !