O pomoc do wroga




czyli: jak w 1945 roku uratowano konie Hiszpańskiej Szkoły Jazdy

19.02.2024



Mówi się, że przyjaciele powinni sobie pomagać. Wrogowie jednak czasem też...

Jest kwiecień 1945 roku. W Europie II wojna światowa ponad wszelką wątpliwość miała się ku końcowi. Całkowita wygrana aliantów była kwestią najbliższych dni. 20 kwietnia 1 Front Białoruski marszałka Gieorgija Żukowa rozpoczął ostrzeliwanie artyleryjskie centrum Berlina, a 1 Front Ukraiński marszałka Iwana Koniewa nacierał na północ przez ostatnie formacje Grupy Armii "Srodek". Generał George Patton, charyzmatyczny dowódca najpierw 7-mej, a potem 3 Armii USA po opanowaniu południowych Niemiec oswobodził dużą część Czech, a następnie z rozkazu Eisenhowera wycofał w okolice Pilzna, unikając bezpośredniego kontaktu z Armią Czerwoną, która w tym czasie zdobywała Pragę. W Austrii 9 kwietnia 1945 roku wojska radzieckie zaczęły zajmować śródmieście Wiednia, a 13 kwietnia Wiedeń ostatecznie padł. Austriacki polityk Karl Renner za milczącą zgodą okupacyjnych władz radzieckich, powołał rząd tymczasowy i ogłosił oderwanie Austrii od III Rzeszy.



Zanim jednak Wiedeń został zdobyty, pułkownik Alois Podhajsky (nazwisko znane chyba każdemu ujeżdżeniowcowi), od 1939 roku pełniący funkcję dyrektora Hiszpańskiej Szkoły Jazdy w Wiedniu, szukał sposobu na zapewnienie bezpieczeństwa Szkole i znajdującym się tam koniom. Podhajsky już wcześniej podczas II wojny światowej, w silnej obawie o bezpieczeństwo koni w związku z nalotami bombowymi na Wiedeń, ewakuował większość ogierów do niewielkiego (2.000 mieszkańców), leżącego ok. 220 km na zachód od miasteczka Sankt Martin im Innkreis w Górnej Austrii. Ewakuowano także część klaczy z stadniny federalnej Piber - hodowli, której zadaniem było dostarczanie koni do Szkoły. Jednakże chociaż konie były względnie bezpieczne, nadal istniały trudne codzienne wyzwania. Brakowało pożywienia i dla ludzi, i dla zwierząt. Głodujący austriacy czasami próbowali kraść konie na mięso. A co zrobiliby z końmi Rosjanie ? Albo też by je zjedli, albo wywieźli w głąb swego kraju... A trzeba też pamiętać, że Szkoła poniosła straty w koniach już wcześniej - wiele klaczy lipicańskich i część ogierów zostało przywłaszczonych przez Niemców ze wspomnianej hodowli w Piber i wysłanych do kontrolowanej przez Wehrmacht stadniny koni w Hostau, w Czechach (dziś: Hostoun).



Kiedy generał George Patton wkurzony zatrzymaniem go przez Eisenhowera stanął pod Pilznem, poinformowano go o obecności lipicanów w Sankt Martin i Hostau. Co ciekawe, źródłem pierwotnym informacji byli schwytani oficerowie niemieccy, przesłuchiwani przez kapitana armii amerykańskiej Ferdinanda Sperla. Spodziewano się, że Hostau lada dzień przejdzie w ręce Armii Czerwonej, więc sami Niemcy, którzy tamte konie zagrabili, prosili Amerykanów o uratowanie ich, zanim wpadną one w ręce Rosjan. Jednym z nich był pułkownik wywiadu Luftwaffe, Walter Holters, który poddał się i przekazał archiwum dokumentów. Dokumenty, które trafiły do amerykańskiego szefa wywiadu, generała Waltona H. Walkera, wzbudziły jgego zainteresowanie: wśród rozmaitych papierów były zdjęcia pięknych arabów, folblutów i lipicanów. Walker (niegdyś słynny szpieg), zaprosił więc pułkownika Charlesa H. Reeda, aby dołączył do niego na śniadanie podczas oczekiwania na przyjazd ciężarówek do przewozu przechwyconych dokumentów. Razem obejrzeli zdjęcia, a generał opowiedział Reedowi, że konie te należały do setek koni, które Niemcy zebrali spośród najlepszych stad hodowlanych w Europie i wysłali do dużej stadniny koni w Hostau, gdzie przebywały pod opieką czeskich i polskich jeńców wojennych. Konie te przedstawiały wysoką wartość hodowlaną i bardzo niedobrze by się stało, gdyby trafiły do radzieckich kotłów. Reed zdawał sobie sprawę z wartości koni - sam był byłym oficer kawalerii konnej, znakomitym jeźdźcem, instruktorem Szkoły Kawalerii i członkiem drużyny pokazowej armii amerykańskiej w latach 1930–1931.



Ale... był pewien bardzo istotny problem: wcześniej, zaledwie 2 miesišce wcześniej, w lutym 1945 r. na konferencji jałtańskiej podzielono całš Europę na strefy wpływów, a Czechy i Słowacja znalazły się w strefie radzieckiej. To właśnie dlatego Patton musiał zatrzymać w pewnym momencie swoje wojska - by nie wchodzić do strefy radzieckiej. De facto amerykanie nie mieli zatemprawa zrobić w końskiej sprawie nic. Jednak Reed podszedł do sprawy pragmatycznie. Wiedział, że w tym momencie oddziały Armii Czerwonej znajdowały się około 60 mil na wschód od Hostau, gdy tymczasem Amerykanie byli tylko 35 mil od miasta. Wysłał wiadomośc do Pattona, z któym znali się i razem nieraz grali w polo. Patton, człowiek czynu, zły za odstawienie go na boczny tor działań wojennych szybko wysłał odpowiedź: "Zrób to. Zdobądź je, tylko szybko !" W rzeczywistości pojałtańaskiej to oczywiście nie mógł być oficjalny rozkaz, ale Reed wiedział, że ma swobodę działania i chciał działać - tylko musiał szybko znaleźć ciężarówki, paliwo, paszę, ludzi i wsparcie. A gorliwość Pattona nie powinna dziwić - był wprawdzie "od zawsze" związany przede wszystkim z wojskami pancernymi, ale był też koniarzem "z krwi i kości" i wcześniej majorem kawalerii. Podczas stacjonowania w Fort Myer w Wirginii, po ukończeniu West Point, grał w polo, polował na lisy i brał udział w zawodach konnych z przeszkodami. Był uczestnikiem pierwszego pięcioboju nowoczesnego na Igrzyskach Olimpijskich w Sztokholmie w Szwecji w 1912 roku, zajmując szóste miejsce z 23 w ujeżdżeniu i 5 miejsce ogółem (w trakcie zawodów w strzelaniu z pistoletu nie znaleziono śladu po jednej z kul wystrzelonych przez Pattona więc uznano, że chybił, choć o wiele bardziej prawdopodobne było, że jedna z kul otworem zrobionym już wcześniej przez inną). Również zaprojektował szablę kawaleryjską wz. 1913 dla amerykańskiej armii.



Reed otrzymawszy akceptację i zarazem ponaglenie poszedł "po bandzie": wysłał do Niemców w stadninie wiadomość, w której proponował kapitulację i prosił, aby jeszcze tej samej nocy 26 kwietnia, wysłali przez linie oficera w celu ustalenia warunków. Około godziny 20:00 jego prośba została wysłuchana, z lasu niedaleko czeskiej granicy wyszedł, oficer Wehrmachtu, kapitan Rudolf Lessing, sztabowy lekarz weterynarii w Hostau. Podczas spotkania przedstawił szczegółowe informacje na temat lokalizacji lipicanów i złożył Reedowi kontrpropozycję: by ten wysłał z nim oficera do Hostau i tam ustalił z miejscowym dowódcą Wehrmachtu warunki i organizację kapitulacji. Cała ta wymiana osobowa była ryzykowna, a równie ryzykowna była taka niezwykła współpraca z Niemcami - bo choć Niemcy w Czechach byli wszędzie szybko i sprawnie zwyciężani, to jednak wszędzie np. czaili się byli zagorzali nazistowscy snajperzy. Łącznikiem z Niemcami został kapitan Thomas M. Stewart, 30-letni kapitan, syn amerykańskiego senatora z Tennessee, oficer wywiadu 42 Dywizjonu Rozpoznawczego 2 Kawalerii, kapitan Thomas M. Stewart. Otrzymał od Reeda polecenie towarzyszenia niemieckiemu kapitanowi podczas przejścia przez linię frontu oraz zaaranżowania uwolnienia koni i więźniów. Na drogę dostał list napisany po niemiecku i angielsku, w którym Reed wyznaczał go jako emisariusza pod opieką Lessinga i upoważniał do negocjacji. Amerykanin i Niemiec po przejściu przez około pół mili lasem, dotarli do motocykla, który Lessing ukrył w krzakach. Po przejechaniu kilku kilometrów do stodoły czeskiego leśniczego, zamienili motocykl na parę lipicańskich koni, i resztę drogi przebyli wierzchem. Był to długi rajd - cel podróży znajdował się około 28 mil drogi przez bardzo gęsty i przez to także bardzo ciemny las. Stewart w wywyiadzie udzielonym w 2009 roku wspominał, że z jednej strony jazda przez ciemną okolicę w towarzystwie wrogiego oficera mocno podnosiła mu pozoim adrenaliny, z drugiej - sam będąc doświadczonym jeźdźcem, zachwycał się w duchu swoim koniem, ogierem uważanym za ulubionego wierzchowca Piotra II, króla Jugosławii. Apogeum zachwytu zostało osiągnięte, gdy obaj oficerowie jadąc ścieżką z pionową ścianą skalną z jednej strony i głębokim wąwozem z drugiej, napotkali metrowej wysokości zaporę z bali. Amerykanin nie wiedział, że da się ją objechać, więc zebrał konia i rozpędził przed przeszkodą. Tuż przed skokiem usłyszał, wołanie Lessinga, który zorientowawszy się, co planuje jego towarzysz podróży zawołał: "On nie skacze !" A koń podobno po prostu wtedy lekko odleciał, oddając idealny skok.



Po dotarciu do stadniny sytuacja okazała się skomplikowana. Drugi niemiecki lekarz weterynarii, kapitan Wolfgang Kroll powiedział Stewartowi, że w międzyczasie kierujący ośrodkiem podpułkownik Hubert Rudofsky, który początkowo udzielił zgody na plan przekazania koni, zmienił zdanie. Rudofsky był Czechem i zdecydował, że skoro Czechy mają być strefą wpływu Rosjan, to lepiej będzie zawrzeć układ właśnie z nimi, niż z Amerykanami. Kroll miał usłyszeć od Rudolfsky'ego, że jeśli on i Lessing sprowadzą Amerykanina, zostaną rozstrzelani jako szpiedzy. Stewart spędził więc resztę nocy ukryty, podczas gdy Lessing obserwował okolicę. Kilka godzin później wrócił i powiedział Stewartowi i Krollowi, że dowiedział się, iż Rudofsky opuścił gospodarstwo, gdyż został wezwany przez dowódcę armii, generała Schulze. Lessing chciał w tej sytaucji spotkac się całą trójką z jednym z oficerów Schulzego. Sprawy nie potoczyły się jednak po ich myśli - zostalu pojmani i trafili przed oblicza samego Schultzego, który siedział za pustym stołem, otoczony przez oficerów. Wśród nich był też wspomniany podpułkownik Rudofsky, który zgodnie ze swoją zapowiedzią z miejsca oskarżył przybyłych o szpiegostwo. Kapitan Stewart zdążył jednak przedstawić swoje listy uwierzytelniające, a Lessing - wyjaśnić powód obecności Amerykanina. Niemiecki lekarz weterynarii miał odważnie powiedzieć generałowi, że ich głównym obowiązkiem jest zadbanie o konie. "Naszym obowiązkiem jest zrobić wszystko, aby je uratować. Nie jest dla nas ważne, abyśmy wygrali wojnę tutaj, w Hostau, 27 czy 28 kwietnia 1945 roku. Powinniśmy byli to zrobić cztery lata temu. Aby zrobić to teraz, jest już za późno." Ryzykował bardzo. Mimo powszechnej świadomości przegrania wojny za takie słowa nadal od niejednego Niemieckiego oficera zarobiłby kulkę. Nieoczekiwanie dostał wsparcie od któregoś z generalskich oficerów, który cicho miał powiedzieć do generała: "Adolf ist kaputt...". Cały sztab Rudofsky'ego dobrze przy tym znał różnicę między poddaniem się Rosjanom, a poddaniem się Amerykanom i pod tym względem miał zdanie odmienne od zwierzchnika. Generał po dość długim namyśle dał do zrozumienia, że dla zachowania pozorów kapitulację musiałby przyjąć od kogooś wyższego rangą, niż Stewart i przy większej sile oddziału, któremu się poddaje. Potem wyrwał kartkę z notesu i napisał na niej rozkaz zobowiązujący żołnierzy niemieckich do zapewnienia bezpiecznego przejścia dla Stewarta. Na koniec zapewnił, że jego żołnierze nie będa stawiać żadnego oporu.



Tego dnia wieczoremn Stewart w końcu wyruszył w drogę powrotną do swojego oddziału - ale co ciekawe, nie był sam. Wolfgang Kroll, mający skłonność do przygód i brawury, poprosił o możliwość wzięcia udziału w amerykańskim sfingowanym natarciu na farmę. Gdy tylko przybyli, Stewart poinformował Reeda przez radio o przebiegu spotkania z Niemcami, po czym Reed zaczął realizować dalszy ciąg planu. Miał jednak nie lada kłopot: zdecydowanie za mało ludzi do realizacji wyprawy po konie. Droga do farmy miała długość 20 mil i prowadziła przez terytorium wciąż okupowane przez Niemców. Tysiące żołnierzy niemieckich, w tym dwie dywizje pancerne, były nadal obecne w okolicy. Tymczasem Reed miał do dyspozycji tylko dwa małe oddziały kawalerii zwiadowczej z samochodami M8, kilka motorowych haubic M8, dwa lekkie czołgi M24 Chaffee oraz nieco piechoty osłonowej. Do swojej ekipy włączył więc wcześniej uwolnionych jeńców alianckich: Brytyjczyków, Nowozelandczyków, Francuzów, Polaków i Serbów z okolicznych obozów koncentracyjnych, którym rozdał zdobyczną niemiecką broń. Ponieważ siły nadal były niewystarczające, Stewart rozkazał przekazać także broń grupie wziętych wcześniej do niewoli niemieckich żołnierzy wojsk lądowych i Luftwaffe, którzy zadeklarowali współpracę z USA. Byl to krok mocno ryzykowny, ale faktem jest, że wielu Niemców wcale nie kochało Hitlera, zwłaszcza w owym czasie. Przyjął także pomoc rosyjskiego antykomunisty, księcia Amasowa. Amasow dowodził po stronie Niemiec małym oddziałem kawalerii kozackiej, który pod koniec wojny zdezerterował, odłączył się od niemieckiej 1 Dywizji Kawalerii Kozackiej i kręcił po okolicy. Grupa zadaniową dowodzić miał major Robert P. Andrews.

O świcie 28 kwietnia grupa była już w drodze. Zgodnie z obietnicą generała Schulze grupa po drodze do stadniny nie napotkała żadnego oporu. Kapitulacja przebiegła pokojowo. Uwolniono i objęto opieką więźniów: nie tylko kilkuset robotników stajennych, ale także około 300 Amerykanów i drugie tyle żołnierzy brytyjskich. Gdy zabezpieczono ośrodek, żołnierze amerykańscy mogli zobaczyć źródło całego zamieszania: około 100 najlepszych Arabów w Europie, czołowe konie wyścigowe i kłusaki pełnej krwi, setki rosyjskich koni kozackich i około 250 lipicanów zrabowanych z gospodarstw hodowlanych w całej Europie, przede wszystkim z jugosłowiańskiej stadniny królewskiej (i już wiadomo, skąd się wziął ulubiony wierzchowiec króla Jugosławii) oraz wspomnianej stadniny Piber w Austrii, która dostarczała konie dla Hiszpańskiej Szkoły Jazdy.



Andrews po zakończeniu akcji przekazał dowództwo Stewartowi, zostawiając mu ok. 70 żołnierzy wraz z dwoma czołgami lekkimi i dwoma działami szturmowymi. Podczas gdy reszta 2 Grupy Kawalerii przygotowywała się do natarcia na Pilzno, zadaniowa grupa Stewarta organizowała czym prędzej obronę stajni na wypadek kontrataku. Oprócz Amerykanów z ich wyposażeniem w to zadanie zaangażowani byli także Lessing, Kroll i inni Niemcy oraz grupa byłych jeńców wojennych, którzy zdecydowali się zostać - w tym kilku kawalerzystów kozackich. Okazało się to mądrym posunięciem - te "siły międzynarodowe" przez 5 godzin odpierały potem ataki Waffen-SS (na szczęście złożonych głównie ze starszych mężczyzn i chłopców, uzbrojonych tyko w broń ręczną, bez dział i czołgów). Był to jeden z dwóch incydentów podczas II wojny światowej, w którym Amerykanie i Niemcy z Wehrmachtu walczyli ramię w ramię z Waffen-SS (drugim była bitwa o zamek Itter). Amerykanie finalnie doczekali się posiłków, odparlli ataki, wzięli do niewoli setki jeńców, sami przy tym stracili tylko dwóch żołnierzy. Następnego dnia, 1 maja pułkownik Reed przybył na farmę, aby dokonać przeglądu sytuacji no i koni. 4 maja przebywająca w pobliżu niemiecka dywizja w sile ponad 9.000 ludzi poddała się Reedowi, 6 maja 3 Armia wyzwoliła Pilzno, a 7 maja Niemcy poddały się (na razie nieoficjalnie, dokumenty kapitulacyjne podpisano dopiero następnego dnia). A choć Reed wiedział, że Czechy pozostają w radzieckiej strefie wpływów, założył pod Pilznem swą kwaterę.

Chociaż konie były teraz w rękach Amerykanów, nadal znajdowały się w "radzieckich" Czechach i Reed wiedział, że trzeba działać dalej, bo nadal istniało duże ryzyko, że zwierzęta wpadną w ręce Armii Czerwonej. Już 8 maja czescy i rosyjscy komuniści zaczęli okazywać tymi końmi duże zainteresowanie. Jedni i drudzy w tajemnicy kręcili się wokół stadniny pod zmyślonymi pretekstami. Reed przekazał tę informację Pattonowi wraz z sugestią najszybszego przeniesienia arabów i lipicanów do dużego obiektu hodowlanego w Mannsbach w środkowych Niemczech. Dwa dni później otrzymał wiadomość z dowództwa 3 Armii, że generał Patton miał kontakt z pułkownikiem Podhajskim i że pułkownik Podhajsky zostanie jak najszybciej przewieziony samolotem do kwatery głównej Reeda w celu przeprowadzenia kontroli przejętych koni (Patton i Podhajsky znali się w przeszłości, gdyż rywalizowali w zawodach jeździeckich). 3 Armia szybko wyraziła zgodę na szybką ewakuację koni, dając gwarancję pierwszeństwa przemieszczania się koni po wymaganych do tego drogach. O świcie 12 maja rozpoczął się więc niezwykły pochód, złożony z 4 odrębnych grup. Najpierw jechało 30 ciężarówek, wiozących ciężarne klacze i matki ze źrebiętami, potem trzy stada koni w odstępach od 30 do 45 minut - ogółem około 350 zwierząt. Czoło pochodu otwierały amerykańskie pojazdy opancerzone,zabezpieczały one także tyły. Boki zabezpieczały grupy jeźdźców polskich, czeskich i kozackich. W ekipie było też paru konnych Amerykanów, a akcję nazwano "Operacja Cowboy". Cała ewakuacja była doskonale zorganizowana: Amerykanie zamknęli wszystkie główne skrzyżowania i wszystkie grupy bezpiecznie pokonały dystans około 250 km do Mannsbach w imponującym tempie: 2 do 3 dni. W chwili opuszczania Hostau od wschodniej strony wkraczały tam już wojska radzieckie, jednak w tamtym momencie Rosjanie nie czyniki Amerykanom żadnych przeszkód. Tylko na granicy z Czechosłowacją na rzece Furth im Wald pierwsza jednostka konwoju miała problem: zostala zatrzymana przed barierą blokującą drogę. Trzej strażnicy z czerwonymi komunistycznymi opaskami, zażądali pozostawienia koni w Czechosłowacji. Amerykańscy żołnierze nie mieli czasu na bzdury - samochód pancerny M-8 rozbił barierę zz działa 37 mm i konwój ruszył dalej. Samochód pancerny pozostał na miejscu, aż ostatnia grupa koni bezpiecznie przekroczyła rzekę do Niemiec. Sierżant dowodzący pojazdem opancerzonym na odjezdnym zdmuchnął jeszcze z działa dach z budynku poboru opłat, z uśmiechem podziękował strażnikom za współpracę i "zasalutował jednym palcem". Czescy i rosyjscy urzędnicy złożyli później oficjalny protest, ale cóż, wtedy liczyła się polityka faktów dokonanych.

?


Mniej więcej w tym samym czasie, 14 maja po południu – armia amerykańska wysłała Podhajskiego do siedziby pułkownika Reeda. Został przedstawiony Reedowi podczas kolacji. Reed, jak się okazało, dobrze znał nazwisko Podhajskiego. Kiedy kapitan drużyny jeździeckiej armii amerykańskiej, której członkiem był Reed, zobaczył Podhajskiego jadącego na Igrzyskach Olimpijskich w Berlinie w 1936 roku, był pod takim wrażeniem występu, że nazwał jego imieniem jednego z koni szkoły kawalerii. Następnego ranka Reed zawiózł jeepem swojego austriackiego towarzysza do Mannsbach. Podhajsky z łatwością zidentyfikował lipicany należące do stada austriackiego, a Reed zapewnił go, że zostaną wysłane do St. Martin. Przed odlotem Podhajsky gorąco dziękował Reedowi za jego pomoc i zrozumienie sytuacji, a Reed odpowiadał, że zachowałem się tylko tak, jak powinien był i że jest przekonany, że w odwrotnej sytuacji Podhajsky zrobiłby to samo. Tak rozmawiali ze sobą niedawni wrogowie... Nieco ponad tydzień później, przed północą 25 maja na opuszczonym lotnisku pod St. Martin zaczęły pojawiać się ciężarówki z końmi. Ogółem było ich aż 60; tym razem dystans był zbyt długi, aby można było konie po prostu pędzić, więc Reed zgromadził jak najwięcej zdobycznych niemieckich pojazdów i przystosował je najlepiej jak się w tych warunkach dało do przewozu koni. Chociaż przy rozładunku na lotnisku dwie klacze w wyniku nieszczęśliwego wypadku zostały ciężko ranne i musiały zostać uśpione, to w sumie 244 lipicany udało się przetransportować do Austrii.

?


Podhajsky był tak wdzięczny za uratowanie zwierząt, że gdy jeden z protegowanych Pattona poprosił Podhajsky'ego o zaprezentowanie dla generała Pattona i dla towarzyszącego mu podsekretarza Roberta P. Pattersona pokazu białych ogierów lipicańskich, Podhajsky stanął na wysokości zadania i zaaranżował imponujący występ. Amerykanie z podziwem patrzyli, jak konie i jeźdźcy wykonywali eleganckie, precyzyjne, baletowe manewry, z których słynęła Szkoła, przy akompaniamencie muzyki. Na koniec pokazu Podhajsky zatrzymał konia przed Pattonem i zdjął kapelusz w tradycyjnym salucie. Poprosił Pattona o opiekę nad wielowiekową szkołą w niepewnym okresie powojennym oraz o pomoc w ochronie stada hodowlanego przywiezionego z Czech. Patton, doświadczony jeździec, opisał tego samego dnia pokaz wystawę w swoim dzienniku, nazywając ją "niezwykle interesującą i wspaniale wykonaną". Pisał także: "Uderzyło mnie coś dość dziwnego, że w świecie pogrążonym w wojnie około dwudziestu młodych i w średnim wieku mężczyzn w doskonałej kondycji fizycznej spędziło cały swój czas na uczeniu grupy koni poruszania zadami i nogami zgodnie z określonymi sygnałami płynącymi z łydek i wodzy". Cóż, trudno się tym słowom dziwić, jednak z punktu widzenia Szkoły ważniejsze było kolejne zdanie Pattona: "Z drugiej strony prawdopodobnie niewłaściwe jest pozwalanie, aby jakakolwiek wysoko rozwinięta sztuka, niezależnie od tego, jak osobliwa, zniknęła z ziemi – a to, które sztuki są banalne, zależy od punktu widzenia. Dla mnie wysokiej klasy ujeżdżenie jest z pewnością ciekawsze niż malarstwo czy muzyka." Piękne wykonanie i świadomość wysokiej skali trudnosci poszczególnych elementów pokazu sprawiły, że Amerykanie zgodzili się umieścić ogiery pod kuratelą Stanów Zjednoczonych. Patton odpowiadając na salut Podhajky'ego wstał i powiedział, że oddaje Hiszpańską Szkołę Jazdy pod szczególną ochronę armii amerykańskiej. Ta nieoczekiwana oficjalna deklaracja przekroczyła oczekiwania Podhajsky'ego.



Potem Podhajsky jeszcze wielokrotnie organizował takie pokazy dla zwykłych żołnierzy. A w ramach wspomnianej opieki Amerykanie doprowadzili tdo tego, że ocalone konie zostały uznane oficjalnie za legalne nagrody wojenne, dzięki czemu stały się tym samym własnością rządu USA i nie mogły być przedmiotem starań o zwrot ze strony Rosjan. Latem 1945 roku 231 koni faktycznie wysłano do Ameryki, ale pozostałe zostały w Niemczech do 1955 roku i po wycofaniu się ZSRR z Austrii wróciły do Wiednia, do Hiszpańskiej Szkoły Jazdy.



***


Czy naprawdę tak było ? Z grubsza. Niestety od tamtego czasu minęło wiele dziesięcioleci, a wokół całej sprawy narosło wiele mitów. Przekręcenia, uproszczenia, niedbałość o szczegóły przekazu, skłonności do wyolbrzymiania i patosu sprawiają, że wiele źródeł różnie przedstawia przebieg wydarzeń - ot, choćby to, kiedy dokładnie Patton odbył rozmowę z Podhajskym, albo ile dokładnie było koni (są tacy, którzy podają liczbę 1200 !). Swoistym "gwoździem do trumny" prawdy historycznej był film Walta Disneya pt. "Cud białych ogierów" z 1963 roku z bardzo wówczas popularnym Robertem Taylorem w roli Aloisa Podhajsky'ego, który to film, można podejrzewać, w typowo po disneyowsku przesłodzony sposób pokazał "bardzo luźna impresję na temat", a ta mocno utkwiła w świadomości wielu osób. Nawet legendarna rozmowa Podhajskiego z Pattonem mogła wyglądac inaczej - być może Patton obiecując opiekę Podhajsky'emu wiedział już, że konie są w rękach amerykańskich żołnierzy, a Podhajsky był tego nieświadom. Opisując powyższą historię starałem się korzystac z wielu źródeł i konfrontować treści. Jeśli więc ktoś z Was gdzieś zauważy jakąś nieścisłość, proszę o kontakt.

Czy lipicany zostały ocalone dzięki bezpośredniej decyzji generała Pattona ? Na pewno za jego aprobatą. Niektórzy jednak (w tym podporuczmik Holz, uczetnik akcji) twierdzą, że była to decyzja wyłącznie dowódcy polowego, który dostrzegł okazję do zagarnięcia wojennej korzyści dla USA i zagrania na nosie Rosjanom. Holz twierdzi, że to Reed podjął decyzję i opracował plan wyzwolenia lipicanów i że Patton nie zaangażował się w tę sprawę aż do 7 maja, kiedy pułkownik Podhajsky, poprosił 3 Armię o ochronę. Ponoć "Kiedy Patton poprosił adiutanta, by ten sprawdził stan klaczy lipicańskich, dowiedział się, że kawaleria już się tym zajęła". Holz jednak sam przyznawał, że gdy brał udział w brawurowej eskapadzie, nie zdawał sobie sprawy z jej znaczenia: "Pamiętam, jak chodziłem i patrzyłem na konie, ale niewiele z tego rozumiałem dopóki nie padły wyjaśnienia i nie zobaczyłem podekscytowania pułkownika Reeda." Nie był tez oficerem mającym bezpośredni dostęp do genrała Pattona. Z całą pewnością Patton zaangażował się na szczeblu decyzyjnym, Reed - na wykonawczym i tak naprawdę to Reed był głownym sercem i mózgiem całej operacji. To samo zdanie podzielał dr Lessing, który utrzymywał przyjacielskie kontakty przez resztą życia z weteranami "lipicańskiej akcji ratowniczej". Wiedza, doświadczenie jeździeckie, doświadzenie wojskowe, empatia i zrozumienie sytuacji - to były cechy Reeda - człowieka, który znalazł się na właściwym miejscu we właściwym czasie.

Alois Podhajsky po wojnie dalej kierował Hiszpańską Szkołą Jazdy, aż do przejścia na emeryturę w roku 1965. W 1948 ponownie wziął udział w Igrzyskach Olimpijskich, tym razem w Londynie, zajmując na koniu Teja 7 miejsce w ujeżdżeniu. Od 1949 roku Podhajsky organizował wycieczki zagraniczne dla Hiszpańskiej Szkoły Jazdy, dzięki czemu rosła jej popularność. W 1963 roku był dublerem dla Roberta Taylora we wspomnianym filmie. Po przejściu na emeryturę Podhajsky nadal pracował jako instruktor jazdy konnej. Był także autorem kilku książek o tematyce jeździeckiej, głównie z zakresu klasycznego ujeżdżenia, w tym przełożonej na język polski pozycji "Moje konie, moi nauczyciele". Zmarł na udar w 1973 roku.



Reed po przejściu na emeryturę kupił potomka jednego z uratowanych koni i jeździł na nim codziennie przez prawie 30 lat. Zapytany po latach, czemu zorganizował całą akcję odpowiedział: "Byliśmy tak zmęczeni śmiercią i zniszczeniem, chcieliśmy zrobić coś pięknego". Dziś Reed nie ma swojej notatki biograficznej w Wikipedii, nawet w jej wersji angielskojęzycznej, ale ma za to swój "kącik" w muzeum pułkowym w Fort Polk w Los Angeles. Tam wystawione są jego mundury i medale, a także można zobaczyć wszystkie najważniejsze wydarzenia związane z jednostką, w tym akcję ratowania lipicanów. Jego imieniem nazwano też niewielkie muzeum U.S. Army Center of Military History, mieszczące się na terenie bazy USA Rose Barracks w Vilseck, w Niemczech.



General Patton po kapitulacji Niemiec został gubernatorem wojskowym Bawarii. Będąc typowym wojskowym nie odnalazł się w powojennej cywinej rzeczywistości. Szybko popadł w konflikt ze swoimi przełożonymi i stał się obiektem nagonki medialnej, więc Eisenhower przeniósł go do 15 Armii, która w rzeczywistości była grupą kilkunastu wojskowych, mających się zajmować pisaniem oficjalnej historii II wojny światowej. Zmarł 21 grudnia 1945 w szpitalu w Heidelbergu w wyniku obrażeń odniesionych w wypadku samochodowym, do którego doszło 9 grudnia 1945, w ostatnim dniu pobytu na terenie okupowanych Niemiec przed powrotem do kraju. W wypadku uderzył głową w szybę oddzielającą przednie fotele od tylnych, przez co był sparaliżowany. Chąc dokładnie poznać swój stan po wypadku, zapytał lekarza: "Jaką mam szansę znowu jeździć konno ?"...



P.S. Wracając jezcze na chwilę do filmu Disneya: pomijając scenariusz warto obejrzeć kilka scen w drugiej połowie filmu: pierwszego pokazu ujeżdżenia lipicanów dla Pattona, pędzenia stada, finałowego "baletu" już w hali wiedeńskiej siedziby Szkoły, czy - dziś nie do pomyślenia - przewożenia koni odkrytymi i w żaden sposób nie przystosowanymi do koni wojskowymi ciężarówkami. A i sam Robert Taylor na koniu prezentuje się całkiem nieźle !







Zródła:

https://www.historynet.com/patton-saves-austrias-white-horses/
https://www.farmanddairy.com/columns/a-gutsy-mission-to-save-the-lipizzaners/621190.html
https://en.wikipedia.org/wiki/Operation_Cowboy
https://www.moore.army.mil/armor/earmor/content/Historical/Foster.html
https://www.yourpetspace.info/how-american-troops-saved-the-lipizzaner-in-world-war-ii/
https://militaryhistorynow.com/2018/11/25/operation-cowboy-how-american-gis-german-soldiers-joined-forces-to-save-the-legendary-lipizzaner-horses-in-the-final-hours-of-ww2/