"Czego uczy nas Monty ?" - cztery lekcje z panem Robertsem




czyli: bardziej szczegółowo o tym, jak Monty rozwiązuje cztery konikowe problemy

18.11.2019



Tytuł oczywiście lekko nawiązuje do jednej z książek Monty Robertsa pt. "Czego uczą nas konie ?". Ponieważ mieliśmy okazję oglądać Monty'ego przy pracy, zatem chcielibyśmy "ku potomności" przenieść na naszą stronę jak najwięcej z tego, co się na hali działo tak, aby można było z tego tekstu mieć większe pojęcie o tym jak wykonywany jest join-up oraz jak można spóbować we własnym zakresie poradzić sobie z niektórymi problemami naszych koni. W czasie pokazu na wrocławskim torze w Partynicach Monty Roberts zajmował się czterema "trudnymi przypadkami" - zostały one opisane poniżej tak szczegółowo, jak to tylko możliwe.

Przez niemal cały czas Monty podkreślał, że podstawą dosłownie wszystkiego, co się robi z koniem, jest cierpliwość i zachowanie własnego spokoju. Nie może być mowy o najmniejszej choćby utracie cierpliwości, czy gwałtowności w ruchach. Również często podkreślał konieczność kontroli własnego oddechu, czemu niejednokrotnie dawał wyraz, robiąc ostentacyjnie głębokie "odetchnięcia z ulgą" i opuszczając w dół ramiona - nie tylko po to, by zredukowac poziom własnej adrenaliny, ale także by pokazać koniowi, że "jest luzik" i że zwierzę też może odetchnąć, odpuścić napięcie. Gdy koń robił to pierwszy, Monty również robił tak samo.

Ważna uwaga: jak Gosia słusznie zauważyła opisana niżej praca na dwóch lonżach i częste wykonywanie za ich pomocą zwrotów i zgięć to tak naprawdę jeden z wariantów podobnego ćwiczenia w jeździectwie "klasycznym", mającego rozluźnić konia, zwłaszcza zadu. W tym samym celu Monty między kolejnymi poleceniami oprowadzał konia po bardzo ciasnym kole, niejako zmuszając zwierzę do zgięcia kłody i do krzyżowania zadu. Podczas oprowadzania Monty znajdował się z lewej strony konia, ale prowadził go "od siebie", w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara, przez co średnica koła była jeszze mniejsza. Przyzwyczajanie surowego konia do siodła i jeźdźca

Monty w ciągu około 15 minut wykonał klasyczny, książkowy "join up", pozyskując zaufanie zwierzęcia. Dodatkowym elementem była praca na dwóch lonżach, dzięki czemu Monty mógł łatwo nakłaniać konia do zmian kierunku na kole, do przejść przez środek lonżownika, czy do wykonania cofania. Następnie odbyło się stopniowe zapoznanie konia z potnikiem, potem z siodłem. Wreszcie użyty został manekin, którego stopniowo coraz bardziej nasadzano koniowi na grzbiet. Gdy koń spokojnie zaakceptował takiego "jeźdźca", odbyło się oprowadzanie, a następnie powtórka z join-upu - z tym, że teraz z manekinem na grzbiecie. Wreszcie przyszedł czas na prawdziwego jeźdźca - konia stopniowo przyuczano: najpierw do bliskości człowieka stojącego mu nad grzbietem na schodkach, potem opierającego się na nim, przewieszającego się coraz bardziej przez siodło, a wreszcie - siedzącego w siodle. Całość zakończyła się swobodnym oprowadzaniem konia z jeźdźcem po lonżowniku.

Po kolei:



Początek joun-up - odpędzanie konia na koło, skłonienie do ruszenia kłusem.
Skłonienie konia do ruchu to dla niego piewrwszy sygnał "przywództwa" człowieka.




Przepędzanie konia po kole za pomocą presji mową ciała, w razie potrzeby wzmonionej machaniem liną lub rzucaniem jej końca na zad konia.
Po kilku(nastu) minutach biegania w obie strony koń wysyła sygnały uległości:
pochyla głowę, zwraca wewnętrzne ucho w stronę człowieka, żuje (rusza żuchwą)




W momencie odebrania sygnałów człowiek odwraca się do konia bokiem, pod kątem mniej więcej 45 stopni.
Jest to zaproszenie konia do środka, do kontaktu. Koń podchodzi blisko do człowieka.
Jeśli koń zatrzymuje się w pewnym oddaleniu, wówczas można nieco się cofnąć (ponowne zaproszenie).
Jeśli to nie zadziała, należy powtórzyć przeganianie.




Kontakt - koń uznając człowieka za bezpiecznego przewodnika pozwala się dotknąć, pogłaskać po głowie.




Wzmocnienie relacji - człowiek-przewodnik odchodzi, koń uznając jego przewodnictwo podąża za nim.
Głowa konia powinna być na wysokości ramienia człowieka. Jeśli koń wyprzedza, należy powtórzyć przeganianie.
Uwaga: za częste tego powtarzanie irytuje konia, co jest niepożądane.




Spacerowanie z koniem ze zmianami kierunku - koń ma posłusznie podążać za przewodnikiem.
Widać wyraźnie sposób prowadzenia konia po ciasnym kole w celu jego rozluźnienia.
Lina w ręku Monty-ego nie służy w tej chwili do niczego, koń nie jest na niej prowadzony.




Jeśli koń jest całkowicie podporządkowany, nie odchodzi od człowieka, lecz posłusznie idzie sa nim,
następuje powolne oswajanie go z potnikiem. Pierwszy kontakt może wzbudzić zrozumiały niepokój.




Widać wyraźnie: koń obawiając się potnika odsuwa grzbiet od tego "zagrożenia", ale jednocześnie
pozostaje przy przewodniku mając do niego zaufanie. W efekcie możliwe staje się "głaskanie" konia potnikiem,
co dla zwierzęcia jest przyjemnym bodźcem.




Po chwili pocierania grzbietu potnik pozostaje na grzbiecie na stałe.




Pojawia się siodło; po zapoznaniu z nim konia siodło zostaje powoli położone na grzbiecie.
Koń akceptuje to bez oporów.




Popręg jest dopinany, ale lekko.




Następuje ponownie faza odpędzania i przeganiania konia po kole.
Siodło może wzbudzić przez chwilę nieco gwałtowniejszą reakcję.




Po chwili następuje uspokojenie.




Koń ponownie wysyła sygnały podporządkowania - następuje ponowne połączenie (jak wyżej).




Wzmacnianie (i kontrola) relacji.




Ponownie rozluźnianie "od zadu" poprzez spacery po małych kołach.




Po dopięciu lin następuje "przeganianie" na dwóch lonżach...






...z częstymi (co 3-4 koła) spokojnymi zmianami kierunku - również rozluźniającymi.
Całość ćwiczenia kończy cofanie konia lonżami o 1-2 kroki.






Nieco mocniejsze podciągmnięcie popręgu - koń stoi cąłkowicie nieruchomo, podporządkowany człowiekowi.




Kolejne "zagrożenie" - manekin, czyli "crash test dummy"




Spokojne oswajanie konia z kolejną nowścią - widaż zaniepokojenie konia potencjalnym "zagrożeniem".




Koń szybko pozwala na bezpośredni kontakt z manekinem. Manekinem jest głaskany (per analogiam jak przy potniku)




Łagodne przybliżanie i oddalanie manekina ma symulowac przyszły ruch wsiadającego jeźdźca.




Zbyt gwałtowny ruch lub zbyt wysokie od razu unoszenie manekina może wzbudzać strach.
Tego należy unikać, zwiększając obszerność ruchów powoli.




Koń przyzwyczaił się do manekina i akxceptuje kładzenie go wyżej, ponad swoim grzbietem.




Kilkakrotne przerzucanie nogi manekina - symulacja wsiadania człowieka




Manekin dosiadł konia, został w kilku punktach taśmami przypięty do siodła.




Analogicznie do wcześniejszych obaw przed siodłem tu mamy onawy przed manekinem. Zatem...




...musi nastąpić ponowne przeganianie.






Okrążanie lonżownika w kłusie i glaopie przyzwyczaja konia do obecności "czowieka" na grzbiecie.






Ponowna praca na dwóch lonżach - częste zwroty; ćwiczenie zakończone 1-2 krokami codfania




Wsadzanie jeźdźca - analogicznie do manekina.
Jeźdźca asekuruje druga osoba, w razie potrzeby reagując lekko kantarem "dually".
Najpierw jest parokrotne przyzwyczajenie do coraz wyższego ruchu "wznoszącego" jeźdżca,...



...Potem - do obciążania grzbietu ciężarem człowieka.




Jeżeli koń przy wczesniejszym ćwiczeniu stoi spokojnie, jeździec dosiada konia.




Oprowadzanie konia (idzie za człowiekiem-przewodnikiem) z jeźdźcem -
najpierw po kilka kroków...




...Potem więcej...




...A w końcu jeździec samodzielnie okrąża lonżownik, jednak stara się nie działać na konia.






Tę sesję kończą tradycyjne ćwiczenia na 2 lonżach - kilka zwrotów pod jeźdźcem, zakońcozne cofaniem.






Rozluźnienie na koniec jest nagrodą dla konia.


Przyzwyczajanie konia do nieruchomości przy wsiadaniu

Problemem konia było nieposłuszeństwo przy wsiadaniu: był wtedy niespokojny, kręcił się, ruszał sam z siebie, bez pozwolenia. Tu również zaczęło się od klasycznego połączenia z koniem, również z elementami dwóch lonży. Gdy koń uznał już przewodnictwo człowieka Monty zaczął posługiwać się kantarem "dually". Kantar dość mocno działa na kość nosową i właściwie stosowany (błyskawicznie, z wyczuciem i bez nadmiernej siły) pozwala na przekazanie koniowy sygnału typu "nie wolno", a zwalniany - na danie bodźca pozytywnego (spokój). Proces uczenia się konia następuje w momencie samodzielnego znalezienia przez niego właściwej reakcji na oczekiwania człowieka (tu: spokojnego stania przy służących do wsiadania schodkach). Drugim etapem było nauczenie konia przez dwie współpracujące osoby za pomocą tego kantara i dwóch lonż samodzielnego podchodzenia do schodków i odpowiedniego ustawiania się przy nich. Monty stał kilka metrów od konia, działając nań jedną liną i sygnałami swojego ciała, asystentka stojąca na schodkach działała drugą liną, "przyciągając" zwierze ku sobie. Etap trzeci to już wsiadanie - najpierw spokojne, a na koniec szybkie, nawet z wbieganiem na schodki i szybkim wskokiem w siodło. Każde (sporadyczne) "nieautoryzowane" poruszenie się konia było karane lekkim szarpnięciem liny przywiązanej do kółka trenongowego kantara.

Po kolei:



Koń akceptuje człowieka i siodło, wykazuje tylko niechęć do samej czynności wsiadania.
Przed ćwiczeniem warto sprawdzić, że taka niechęć nie wynika z urazu grzbietu, czy problemów z kręgosłupem.






Próba wsiadania.




Koń samowolnie rusza w bok i do przodu.




Następuje szybka, stanowcza, lecz umiarkowana co do siły reakcja liną na kółku treningowym kantara "dually".
Po kilku takich reakcjach koń zaczyna rozumieć, że oczekuje się od niego nieruchomości.




Kolejny etap: nauka konia podchodzenia do mająceog wsiąść jeżdżca.
Jeździec przyciągając z wyczuciem linę przyciąga konia.




Partner (Monty) ciałem wspomaga przesuwanie konia ku schodkom, liną powstrzymuje konia od ruszenia do przodu.




Po kilku próbach koń nauczył się podchodzić do schodków.




Wsiadanie. Monty gotowy do reagowania kantarem "dually" w razie samowolnego
ruszenia konia w tym momencie do przodu lub odsunięcia się w bok.




Kilkakrotne powtarzanie wsiadania aż do uzyskania pewności, że koń wie, czego się od niego oczekuje.


Odczulanie konia na niepokojące bodźce

Problemem trzeciego konia był natomiast strach przed nieznanymi mu przedmiotami. Pierwszym krokiem powinien być jak zwykle join-up. Drugim było stopniowe przybliżanie przedmiotu zamocowanego na końsu długiego (ok. 2 metry) kija. W miarę postępów i powrotu do ogólnego spokoju nastąpiło przejście do coraz bardziej obszernego dotykania i "czochrania" konia przedmiotem po kłębie, po nogach, a w końcu po całym ciele aż do uzyskania całkowitego odczulenia.




Po kolei:







Reakcja konia na "zagrożenie" na początku sesji. Tu powinien nastąpić join-up




Koń po join-upie powinien łatwiej zaakceptować nieznane.




Dotykanie ciała konia.




Powolne i delikatne głaskanie i masowanie najpierw po grzbiecie...






...Potem po zadzie, nastepnie po nogach.
Bodźce są stopniowo wzmacniane - koń je akceptuje.


W drugiej części pokazane zostało przyuczanie konia do chodzenia po szeleszczącej plandece, mającej symulować wodę. Na środku wybiegu rozłożono duża płachtę ("jezioro"), połączoną z obrzeżem lonżownika drugą, wąską plandeką (strumykiem). Koń był zapoznawany powoli z tymi "zagrożeniami" aż do momentu ich akceptacji. Najpierw nauczono go przechodzenia po kole przez wąski strumyk. W dalszej części napierw poszerzono "strumyk", później zaczęto wprowadzać konia na rogi "jeziorka", na koniec - przez jego środek.


Po kolei:



Oprowadzanie konia po lonżowniku (join-up-u nie trzena powtarzać, koń już uznaje przewodnictwo człowieka).


Łatwe przejścia przez bardzo wąską przeszkodę.




Przepędzanie przez wąską przeszkodę - koń samodzielnie decyduje, że może przez nią przejść.




Rozluźnienie i akceptacja - przeszkoda staje się atrakcyjną zabawką.






Powtarzanie ćwiczenia na szerokiej przeszkodzie.




Powtarzanie ćwiczenia na płachcie.




Koń nauczył się nie traktować płachty jako zagrożenia.
Porusza się po niej samodzielnie w pełnej swobodzie.


Nauka wchodzenia do przyczepy

Nauka wchodzenia opornego konia do bukmanki polegała na najpierw wielokrotnym przeprowadzaniu konia przez wąskie przejście między zaimprowizowanymi "ściankami". Później powtarzane był te przeprowadzania przez to samo przejście, ale bardziej zawężone. Kolejnym krokiem była praca w szerokim korytarzu prowadzącym bezpośrednio do trapu bukmanki. Polegała ona na wielokrotnym przyciąganiu i odpychaniu konia w stronę trapu (lub na niego) i od niego. Odsyłanie konia i w ten sposób symulowanie "zakazu wejścia do bukmanki" może wzmóc ciekawość konia, taka manipulacja sprzyja osiągnięciu celu. Z czasem koń zaczął coraz bardziej "zagłębiać się"W kolejnym etapie ten korytarz został mocno zawężony, a całą zabawę powtórzono. Gdy koń wszedł w końcu raz i drugi spokojnie do przyczepy, nastąpiło przyzwyczajanie go do wychodzenia i wchodzenia przednim trapem. Całość ćwiczeń zakończyła się samodzielnym (bez uwiązu) wejściem konia w obie strony.

Po kolei:





Parokrotne przeprowadzanie konia przez szerszy, a nastepnie węższy korytarz (w obie strony).




Praca w korytarzu prowadzącym do bukmanki.




Zapoznanie z przyczepą.




Zabawa w wejście-wyjście (jo-jo) wzmacnia zainteresowanie konia i chęc wejścia do środka.




Koń podejmuje sam decyzję o wejściu do przyczepy.




Wyjście przednim trapem.






Przejścia w obie strony przez przyczepę "na przestrzał".