Historia Peyo




czyli: rzecz o bardzo niezwykłej hipoterapii

11.11.2022



Muszę przyznać, że rzadko kiedy coś mnie porusza w takim stopniu, jak dziś, gdy przypadkiem, szukając artykułów mówiących o budowie mózgu konia, natrafiłem na kilka artykułów o ogierze Peyo. Nie słyszałem o nim do tej pory, ale uważam, że historię tego konia i jego właściciela warto opisać (czy też raczej przetłumaczyć z innych języków) i przybliżyć zaglądającym na naszą stronę koniarzom. Bo jest to historia dość niezwykła.



Peyo urodził się w roku 2003 we Francji, w mały miasteczku Perols koło Montpellier w 2003 roku. To ogier typu iberyjskiego, a chociaż nie jest zarejestrowany w księgach stadnych, to jego pochodzenie jest znane. Jest potomkiem klaczy lusitano i ogiera lusitano palomino o imieniu Fesco. Był koniem ujeżdżeniowym, wykorzystywanym jednak wyłącznie do tzw. dresażu artystycznego - konkurencji pokazowych (to trochę tak jak taniec na lodzie - wrażenia artystyczne bywają ważniejsze od "technikaliów" przejazdu). W młodości był trenowany przez Remy'ego i Jenny Largilliere, twórców i propagatorów tej konkurencji. Obecny właściciel konia, Hassen Bouchakour, w 2011 roku kupił Peyo również w tym celu - Hassen był bowiem mistrzem świata w tej dyscyplinie. Ujeżdżenie wysokiej klasy jak wiadomo wymaga zaufania i doskonałej współpracy jeźdźca z koniem oraz dość specyficznej "komunikacji bez słów". Niestety okazało się, że i koń, i jeździec nie całkiem do siebie pod tym względem pasują; czegoś we współpracy zabrakło, koń bywał czasem nieco nerwowy, a to nie pozwalało na wykorzystanie potencjału wierzchowca w pokazach. Niezbyt lubił być dotykany, czy głaskany, a jego zachowanie sprawiało czasem wrażenie wręcz autystycznego. W pewnym momencie Bouchakour zaczął nawet myśleć, czy nie wystawić Peyo na sprzedaż. Jednakże w tym samym czasie zauważył też, że podczas pokazów ujeżdżeniowych Peyo ma szczególną, instynktowną skłonność zbliżania się do osób niepełnosprawnych, gdy zobaczył takie na widowni. A jeśli już koń miał możliwość bezpośredniej styczności z takimi osobami, to stawał się wtedy zaskakująco spokojny, łagodny, wręcz delikatny i pozwalał ludziom na bardzo dużo podczas kontaktu - zupełnie inaczej, niż podczas codziennych kontaktów powiązanych z przygotowaniem do treningu, czy występów. Często także podchodził po pokazie do kogoś przypadkowego, stojącego w większej grupie i zachowywał się wobec niego tak samo: był ta osobą zainteresowany, a w kontakcie - bardzo spokojny. Było to bardzo charakterystyczne zachowanie konia, a pan Bouchakour w pewnym momencie zaczął zastanawiać się czy jego koń rzeczywiście podchodzi do przypadkowych osób z widowni, czy też wybiera je sobie według sobie tylko znanych powodów. Czy Peyo, który ewidentnie zachowuje się inaczej, niż zwykle, w stosunku do ludzi w słabej kondycji, ma w sobie jakąś wyjątkową zdolność, która pozwala mu "wywąchać" z tłumu osoby cierpiące na choroby, o których oni sami mogą nie wiedzieć ?



W roku 2016, po latach zawodów i uczestniczeniu w pokazach jeździeckich Hassen Bouchakour zdecydował się zawiesić karierę sportową i skupił się na zbadaniu i wykorzystaniu tej niezwykłej cechy swego wierzchowca. Nie wiem, w jaki sposób pan Bouchakour to zrobił, ale udało mu się rozpocząć współpracę ze szpitalem onkologicznym w północnej Francji, w Calais. Poprzedzone to było trwającym bardzo długo treningiem, którego celem było przyzwyczajenie konia do hałasu, nietypowych szpitalnych odgłosów i zapachów, czy choćby do korzystania z windy, niezbędnej do tego, by dotrzeć do chorych w różnych miejscach. Po pierwszych udanych próbach Peyo zaczął regularnie wizytować budynek szpitala, dając chwile radości pacjentom samą swoją obecnością, pozwalając na chwilę oderwać się od myślenia o chorobie. Podchodzi do łóżek, obwąchuje, trąca nosem, liże. Bywa też, że mali pacjenci dosiadają go i robią sobie małą przejażdżkę po korytarzu. Właściciel towarzyszy mu stale i nadzoruje go, ale w ogóle nie ingeruje jakkolwiek w jego zachowanie. Pozwala koniowi robić, co ten zechce. Po przybyciu do szpitala Peyo chodzi więc po korytarzu, a gdy chce wejść do którejś z sal, wtedy zatrzymuje się lub podnosi nogę. Jak się okazało obecność konia w takim miejscu miała tak istotne działanie hipoterapeutyczne, że pozwalała niejednokrotnie na znaczne zmniejszenie dawkowania pacjentom wszystkich "twardych" leków, takich, jak morfina – zwłaszcza w odniesieniu do osób w stanie terminalnym. To skłoniło naukowców do zainteresowania się sprawą i otwarcia dla Peyo drzwi także innych placówek tamtejszej służby zdrowia. Peyo do chwili obecnej wspierał ponad 1000 pacjentów, bardzo często aż do końca ich życia. Zdobył sobie u chorych przydomek "Doktor Peyo". A sam personel medyczny traktuje konia i jego właściciela jako członków zespołu - tym bardziej że obecność zwierzęcia to także dla lekarzy i pielęgniarek chwila oddechu w tej niełatwej przecież pracy.



Peyo obecnie uczestniczy w badaniach prowadzonych w pięciu szpitalach w całej Francji (także w Nicei, Antibes koło Cannes, czy w Ehpad des Orchards z Chartreuse de Dijon, rekonwalescencyjnego szpitala obsługującego osoby z chorobą Alzheimera i innymi problemami wieku schyłkowego). Pracuje tam z 15-20 pacjentami miesięcznie, zarówno a dziećmi, jak i osobami dorosłymi, na oddziałach paliatywnych, pediatrycznych i psychiatrycznych. Wizyty konia odbywają się w ścisłym reżimie sanitarnym, a przygotowanie Peyo wymaga zawsze licznych zabiegów i dużej staranności. Jego ciało pokrywane jest żelem antyseptycznym i okrywane derką, a grzywa i ogon są ciasno splecione. Jest czyszczony i dezynfekowany i przed, i po każdej wizycie w szpitalu. Jest też wyszkolony w taki sposób, że nigdy nie brudzi szpitalnej podłogi - ruchami ciała wskazuje, kiedy musi wyjść. Koń jest przy tym monitorowany przez zespół naukowy w celu lepszego zbadania relacji Peyo z chorymi. Powstała bowiem teoria, że przypuszczalnie jest on w stanie wykryć w jakiś sposób guzy nowotworowe. świadectwa twierdzą, że jest on w stanie rozpoznać pacjentów schyłkowych. Są też głosy mówiące o pewnej liczbie cudów medycznych po kontakcie z koniem (odzyskiwanie wspomnień u chorych na Alzheimera, pacjent unieruchomiony przez dwa lata, który zaczyna znowu chodzić itp.), aczkolwiek pan Bouchakour wyraźnie zaprzecza, jakoby Peyo był zdolny do czynienia cudów. Jednakże cuda potrafi czynić wiara, a wiadomo, że kontakt ze zwierzęciem potrafi wyzwolić w człowieku energię i poprawić choćby na chwilę jego stan - jeśli nie fizyczny, to na pewno psychiczny. Obecność konia z całą pewnością ułatwia chorym ostatnie chwile i zmniejsza napięcia związane ze świadomością zbliżającej się śmierci. Pomaga też znieść ją przez bliskich chorego - bywa, że Peyo i Bouchakour są proszeni przez nich o udział w pogrzebie pacjenta, który był przywiązany do swojego końskiego terapeuty. Dlatego też Hassen Bouchakour stworzył stowarzyszenie "Les sabots du coeur" (nie podejmuję się sensownego przetłumaczenia tej nazwy...), którego celem programowym jest zapewnienie godnego odejścia ludziom chorym oraz osobom starym u schyłku ich życia. Stowarzyszenie jest obecne na Facebooku pod tym oto adresem https://www.facebook.com/lessabotsducoeur/. Można m.in. zobaczyć tam krótkie filmy ze spotkań konia z pacjentami, podziwiać jego spokój w kontakcie z wielkimi ramionami zrobotyzowanego aparatu RTG, krążącymi wokół niego, docenić jego wyszkolenie oglądając, jak sam wchodzi swobodnie tyłem do ciasnej, szpitalnej windy, czy też po prostu pooglądać Peyo "po godzinach", biegającego sobie po trawiastym wybiegu. Hassen Bouchakour planuje też stworzyć w Calais centrum terapeutyczne. Mówi: "W przeszłości ludzie umierali w domu. Dziś jest tak ciężko, ponieważ ludzie często umierają w izolacji, a śmierć traktujemy jako dramat. Móc opiekować się osobą, która stoi w obliczu śmierci, być z nią i móc powiedzieć jej: "nie martw się, możesz iść w pokoju, nie zostaniesz zapomniany", to wyjątkowe doświadczenie".



Jeżeli doczytaliście ten materiał aż do tego momentu, to zapewne wielu z Was podeszło do tych informacji z pozytywnym zainteresowaniem, ale zapewne równie wielu z większą lub mniejszą dozą sceptycyzmu. Ja, powiem szczerze, również zaliczam się do tej drugiej grupy. W cudowne ozdrowienia raczej nie wierzę, choć powtórzę: znane są przypadki samowyleczenia organizmu związanego ze "zmobilizowaniem się" układu odpornościowego organizmu pod wpływem zupełnie nieoczekiwanych bodźców. Czy koń jest w stanie wykrywać nowotwory ? Również w to wątpię. Byłby to chyba pierwszy taki znany i udokumentowany przypadek w historii medycyny. I naturalną koleją rzeczy pojawia się także pytanie cięższego kalibru: czy Peyo faktycznie jest tak niezwykły, czy też po prostu został doskonale wyszkolony przez właściciela, który sam mając wielką charyzmę i siłę perswazji potrafił przekonać lekarzy, że jego zwierzę jest wyjątkowe ? Czy ta - co by nie mówić - raczej dość kosztowna działalność nie jest po prostu pomysłem na życie pana Bouchakour i źródłem dochodów (per analogiam do różnych innych powiązanych z końmi biznesów, np. takich rodem z natural horsemanship) ? Cóż, biorąc rzecz całą na logikę zapewne trzeba by dopuszczać i taką możliwość, jednakże trzeba tu jasno powiedzieć, że "Les sabots du coeur" jest organizacją typu non-profit oraz że działalność pana Bouchakour stała się szerzej znana dopiero w ubiegłym roku po tym, jak opisał ją brytyjski Guardian.



Jest jeszcze ostatnie, najważniejsze pytanie: nawet jeśli cała działalność związana z Peyo to tak naprawdę koktajl niezwykłego pomysłu na tak szczególny hipoterapeutyczny show, doskonałej tresury konia i świetnego marketingu właściciela, to czy to jest istotne ? Czy to cokolwiek zmienia w ocenie tego, że obecność Peyo przynosi chociaż chwilową ulgę umęczonym chorobą i procesem jej leczeniem ciałom i duszom pacjentów ? W tym szczególnym przypadku odpowiedź może być tylko jedna: nie, nie ma to absolutnie jakiegokolwiek znaczenia. W tej sprawie i tej działalnoœci liczy się tylko i wyłącznie radość chorych dzieciaków, które mogą - być może po raz pierwszy w swoim zbyt krótkim życiu - dotknąć konia, a nawet zrobić sobie przejażdżkę na jego grzbiecie. Liczy się tylko uśmiech i wzruszenie osób starszych, które mogą zapomnieć o chorobie i wrócić myślami do miłych wspomnień z lat ich młodości, gdy konie na ulicach były codziennością. Pomoc takim ludziom jest jedną z tych rzeczy, w których chętnie uznam, że "cel uświęca środki" i którym mogę tylko przyklasnąć. Pozostaję więc z całym należnym szacunkiem i uznaniem dla działań Hassena Bouchakour i Peyo, doceniajšc znaczenie ich pracy i życząc im, by ta praca zawsze przynosiła pacjentom jak najwięcej jak najlepszych efektów. Szkoda, że w naszej polskiej, siermiężnej NFZ-owej rzeczywistości o takich akcjach można sobie tylko pomarzyć...













Zródła:

https://www.theguardian.com/society/gallery/2021/mar/12/doctor-peyo-the-horse-comforting-cancer-patients-in-calais-in-pictures
https://www.equitalyon.com/en/meeting-peyo-and-les-sabots-du-coeur
https://www.rfdtv.com/dr-peyo-show-horse-turned-cancer-detector-therapy-animal
http://catherineheld.com/tag/hassen-bouchakour/
https://www.pechakucha.com/presentations/doctor-peyo-and-mister-hassen
https://www.karunanews.org/story/3546/-doctor-peyo-the-horse-comforting-cancer-patients-in-calais
https://aleteia.org/2021/06/02/meet-peyo-the-horse-that-detects-cancer-and-takes-care-of-sick-people/
https://equista.pl/editorial/3174/niezwykle-konie-peyo