Tytuł nawiązuje do naszych tekstów sprzed kilku (-nastu ?) lat, gdzie w cyklu "Konie z różnych stron świata" opisywałem jak żyją te zwierzęta w stanie dzikim - m.in.
na bagnistych terenach zwanych tak, jak widać w tytule tego artykułu. Do tego grona "koni bagiennych" dwa miesiące temu dołączyło także nasze małe stadko, albowiem
tak "porąbanej" zimy, jak ta, nie pamiętają nie tylko najstarsi górale, ale też i ja sam. Były zimy śnieżne, gdzie przez kilka dni zaspa na naszej ulicy uniemożliwiała
kursowanie autobusów, a do odśnieżania pobliskiego skrzyżowania używano dwóch caterpillarów. Był zimy mroźne, gdzie temperatura chwilowo spadła nawet do - 30 stopni.
Były zimy bezśnieżne, ale zimne, z kilkunastostopniowymi mrozami, były zimy klasyczne, gdzie okresy śniegu i chłodu przerywane były kilkudniowymi okresami dużego ciepła,
gdy przychodziło powietrze znad północnej Afryki, a termometry pokazywały +20. Jednakże jak pół wieku żyję, nie pamiętam zimy tak "wodą stojącej", jak ta. Od ponad
2 miesięcy woda jest dosłownie wszędzie, a zwłaszcza na wybiegu dla koni. Zmieszana z ziemią i odchodami stworzyła bagienko do pół łydki. A takie warunki oczywiście nie
wpływają dobrze na kopyta - i o tym będzie ten tekst. Nic w nim raczej odkrywczego nie będzie, ale zawsze warto to i owo przypomnieć, zwłaszcza, że temat jak najbardziej
"na czasie". Aura, jaka panuje od jesieni aż do teraz zwiększa znacząco szanse na pojawienie się problemu gnicia strzałek kopytowych.

Żeby było jasne: problemy ze strzałkami może miec każdy koń, także ten świetnie utrzymany. Powodem gnicia może byc nie tylko wilgoć, ale też alergie, nieprawidłowe
żywienie (niedobory pokarmowe), karmienie kiepską paszą (zwłaszcza złym sianem), duży wysiłek związany z pracą, słaba kondycja ogólna, podatność na infekcje, błędy przy
rozczyszczaniu i/lub podkuwaniu itd. Każdy z tych czynników chwilowo lub trwale może osłabić odporność konia, przez co łatwiej mogą rozwinąć się rozmaite infekcje - a
taką właśnie jest objaw zwany gniciem strzałek. W "sprzyjających" okolicznościach w strzałce zaczynają rozwijać się bakterie beztlenowe lub grzyby, które są "zapalnikiem"
procesów gnicie. Strzałka robi się wtedy nierówna i bardzo miękka, gąbczasta, jej końce robią się postrzępione, w skrajnym przypadku nawet odpadające kawałkami. Daje się
też łatwo wyczuć charakterystyczny, niemiły zapach. Z czasem pojawiać się może ciemna wydzielina lub szara, "mazista" masa no i oczywiście ból podczas czyszczenia kopyt
(wyrywanie nóg) oraz kulawizna. Problem może przybrać w końcu postać rzekomego raka kopyta, którego leczenie jest długotrwałe, a rokowania "takie se", z częstą rotacją
kości kopytowej jako skutkiem ubocznym.
Parafrazując słynne zdanie księdza Benedykta Chmielowskiego, "kopyto jakie jest - każdy widzi". No, ale... Czy faktycznie często widzi ? Koniowi można pozwolić na bycie
brudnym, ale z ważnym od tego wyjątkiem: kopyta należy czyścić codziennie. Raz: po to, by usunąć z nich brud, czy zaklinowane kamyki, dwa: żeby na bieżąco znać ich stan,
trzy (last, but not least): by po prostu dobrze znać "zwyczajowy" wygląd podeszwy (w tym także strzałki) swojego konia i łatwiej dostrzegać, czy rowki strzałkowe robią
się głębsze, czy kształt i rzeźba strzałki się nie zmieniła itd. (konie czasem "z definicji" mają strzałki odbiegające od wzorcowych). Jednak prawda jest taka, że jeśli
nie używany konia do pracy, to często takich regularnych oględzin nie robimy - a kto z was jest bez tego grzechu na sumieniu, niechaj pierwszy rzuci kamieniem (ja też nie
rzucę...). Tymczasem higiena kopyt to podstawa w profilaktyce gnicia strzałki. Zatem codzienne dokładne i "dogłębne" czyszczenie kopyt to rzecz obowiązkowa, a już na pewno
wtedy, gdy konie stały w błocie. I nie ma co przy tym obawiać się, że dłubiąc kopystką wokół grota strzałki, czy w rowku na piętce coś w zdrowej strzałce uszkodzimy;
natomiast jeśli koń zareaguje na zabieg, to będzie to sygnał, by się kopytom przyjrzeć uważniej. Są tacy, którzy po klasycznym starannym oczyszczeniu podeszwy kopyta
kopystką myją je potem wodą pod ciśnieniem, a nastęnie wielokrotnie czyszczą rowki strzałkowe wacikami moczonymi w wodzie utlenionej - oczywiście to nie zaszkodzi, ale
jednocześnie to już jednak lekka przesada. Jednak zwykłe porządne rozczyszczenie to jest "mus".

Higiena kopyt to także podłoże - o ile w "porze deszczowej" (dawniej zwanej w Polsce zimą) nie "znikniemy" błota i nie zapewnimy suchego gruntu na wybiegu, o tyle warto
zadbać o jak najstaraniejsze wybieranie obornika i mokrych fragmentów ściółki oraz nie oszczędzać na słomie, czy trocinach. Tu oczywiście trzeba powiedzieć, że trociny
lepiej wchłaniają wilgoć, niż słoma, co wszakże nie zmienia faktu, że mokre nabierają szkodliwego kwaśnego odczynu i że absolutnie nie nadają się do rozrzucania na pole
w charakterze obornika. Podobno (tak twierdzi jeden ze znalezionych w Sieci artykułów) przeprowadzone w Holandii badania wykazały, że brudna ściółka jest dwakroć częstszą
przyczyną gnicia strałek, niż błotnisty padok.
Co ciekawe, dbaniu o strzałki służy także praca. U poruszającego się konia prawiddłowo zbudwana strzałka ma funkcję nośną tak samo, jak reszta kopyta, a z racji swej
budowy zmieniając kształt pod ciężarem zwierzęcia pomaga amortyzować wstrząsy i poprawia krążenie w kopytach. Jednocześnie rozszerzając się pod ciężarem ciała ułatwia
wypadanie brudu i ciał obcych z rowków strzałkowych. Natomiast strzałka chora z czasem zmienia swój kształt, strukturę i staje się miękka, przez co łatwiej "zbiera"
wszelkie wilgotne zanieczyszczenia, w których infekcja rozwija się jeszcze lepiej. Te zanieczyszczanie ją "usztywniają", uniemożliwiając prawidłową pracę podczas ruchu.
Błędne koło... A dodatkowo "zmiękczona" gniciem jest bardziej podatna na urazy mechaniczne od podłoża. Dlatego też nie ma co konia z problematycznymi strzałkami pozbawiać
ruchu nawet mimo złych warunków na wybiegu (no, chyba, że problem jest ekstremalnie duży i wet zaleci pozostanie w boksie - a wówczas patrz: uwagi o czystości ściółki
wyżej).
Jeśli już mamy do czynienia z typowym gniciem, to leczenie de facto sprowadza się do usunięcia silnie gnijących fragmentów (o ile jest to konieczne) i stworzenia wokół
strzałki środowiska, w którym dalszy rozwój bakterii i grzybów po prostu nie będzie możliwy - czyli do dezynfekcji i wysuszenia miejscowo. Pierwszym krokiem jest rzecz
jasna staranne oczyszczenie kopyta. Na chore miejsce stosuje się preparaty, które zawierają fenoksyetanol, tymol, chlorheksydynę, związki jodu, miedzi i cynku - na czele
z nieśmiertelnym siarczanem miedzi (w kryształkach, lub płynie i nie należy słuchać tych, którzy odradzają kryształki, bo dziwnym trafem zwykle mają coś wspólnego ze
sprzedażą o wiele droższych płynów). Nie powinno się natomiast takiej strzałki smarować preparatami żrącymi. I teraz uwaga: takim "przyżerającym" preparatem jest...
dziegieć (czyli mająca właściwości antyseptyczne i bakteriobójcze smoła, najlepiej bukowa), kojarzący się przeciez nam wszystkim z tym leczeniem ! Rzecz jednak w tym,
że powinno się go stosować wyłącznie profilaktycznie, a nie leczniczo. Dziegieć owszem, stosowało się i nadal stosuje w leczeniu strzałki, ale wówczas nie kładzie się go
bezpośrednio do rowka z gnijącą tkanką. Na taką tkankę do rowka nakłada się preparat (np. wspomiany siarczan), rowek wypełnia "korkiem" z gazy, a doppero potem pokrywa
się podeszwę dziegciem, dzięki czemu nie ma on bezpośredniego kontaktu z raną. Tu przy okazji uwaga: siarczan w kryształkach jest bardzo skuteczny, ma jednak tę wadę,
że trzeba go w rowek/bruzdę upchać, co koniowi nie musi się podobać... Za to płynne środki same dotrą głęboko - ale za to ślicznie i nierzadko nadzwyczaj trwale zabarwią
skórę i odzież.

Preparatów na bazie siarczanu jest w sprzedaży mnóstwo. Bardzo popularne są niedrogie preparaty marki Leovet, ale ich jakość i tym samym skuteczność uważam za raczej
niewygórowaną. Często stosowany jest droższy (ok. 170 zł / 300g) niebieski żel Cabi Glu na bazie miedzi i cynku. Ma on jednak tą cechę, że zaleca się go stosować tylko
na kopyto suche, w dodatku zaleca się też odczekanie z odstawieniem zwierzęcia na wybieg lub do boksu dopiero do momentu, gdy preparat zaschnie - a zatem stracimy kilka
chwil, co nie zawsze nam musi odpowiadać. Można go natomiast stosować analogicznie do siarczanu, tj. zrobić tamponik z gazy, zanurzyć w preparaie i wcisnąć w rowek lub
bruzdę. Jest też wersja Cabi Spray. Chwalona jest też Absorbina Hooflex Frog&Sole (100 zł/opak. 350 ml), która ma "dzióbek" pozwalający dokładnie i głęboko zaaplikować
środek. Preparat Equinatura (55 zł/250 ml) z kolei traktowałbym z dystansem, gdyż jes to głownie olejek terpentynowy, który sam w sobie nie zadziała tak, jak wcześniej
wymienione. Przy zastosowaniu skutecznych środków poprawa bywa spektakularna i jest widoczna już po kilku dniach, natomiast cały proces gojenia się tkanek głębiej może
potrwać dłużej. Jednak jeśli stan nie był zaawansowany, na ogół faza "doleczania" zwykle pozostaje to bez istotnego wpływu na użytkowanie konia.

Jeśli udało się konia "doprowadzić do porządku, to w myśl znanej maksymy mówiącej, że lepiej zapobiegać, niż leczyć, należy oczywiście zastanowić się, z czego problem
powstał. Ot, zrobić takie "lessons learned" z przypadku. Bo jeżeli staramy się utrzymać czystośc w boksach i zarówno podłoga tam, jak i podłoże na wybiegu są suche,
to "zapalnikiem chorobotwórczym" prawdopodobnie było coś innego. Warto zastanowić się, czy nasz koń jest faktycznie zdrowy, czy tyko nam się tak wydaje, czy dostaje
regularnie odpowiednią dawkę witamin, czy z racji na wiek lub wcześniej przebyte choroby nie jest osłabiony i nie warto by w związku z tym zadbać o jakieś większe
wzmocnienie jego organizmu (choćby prepatratami z czosnkiem, czy selenem). W ramach profilaktyki warto też stosować dziegieć przed wypuszczaniem go na wybieg. Wiele
osób poleca Ungulat od St.Hippolyt (200 zł/5 kg, starcza na ok. 4 tygodnie do miesiąca) jako prepatar wspomagający. Ma on bogaty skład, ale bazą są głównie składniki
i tak znane i stosowane w żywieniu koni jako dodatki: lucerna, siemię lniane, olej lniany i słonecznikowy 6%, kukurydza, czosnek, otręby pszenne, a dla smakowitości
melasa z buraków cukrowych i syrop jabłkowy. Tak więc jest to coś, czego odpowiednik przy odrobinie pracy dałoby się chyba w miarę prosto stworzyć własnym sumptem.
Natomiast ostrożniej podchodziłbym do zaleceń odstawienia paszy treściwej. Dotyczy to zwłąszcza owsa, wokół którego w ostatnich latach narosło wiele nieprawdziwych,
a przy tym bardzo szkodliwych mitów, na czele z tym, że rzekomo "zbyt duża ilość owsa w diecie może negatywnie wpływać na całe kopyto". Jest to tzw. "trzeci rodzaj
prawdy wg księdza Tischnera" (ksiądz ten wyróżniał trzy rodzaje prawdy: "świynto prowda, tyz prowda i gówno prowda"). Jak zostało to wcześniej powiedziane, strzałkowa
przypadłość dotyczy nierzadko koni niepracujących, a przez to poniekąd nieco zaniedbanych. Jeśli z racji braku większej pracy takiemu zwierzęciu przestaniemy do tego
dawać paszę treściwą ("przecież nie pracuje, więc po co mu ona ?"), może się okazać, że zaniedbując jednocześnie suplementację po prostu obetniemy mu tym sposobem
także dawkę istotnych dla zdrowia składników pokarmowych, szczególnie witamin, których w trawie, czy sianie jest zaskakująco mało, a niektórych to nie ma w ogóle. Więc
zamiast głosić bzdury o szkodliwości owsa dla kopyt proponuję alternatywnie owies zastąpić niskoenergetycznymi paszami - oczywiście pamiętając, żeby sprawdzać ich skład
i że handlowy slogan o "paszach zbilansowanych" to zazwyczaj tylko czcze pustosłowie.

Ten tekst chciałbym zakończyć małą uwaga na marginesie: z dbaniem o konia i jego zdrowie jest podobnie jak z dbaniem o ciało człowieka. Wiele osób w najlepszej wierze
faszeruje się rozmaitymi suplementami, czy witaminami polecając je na swoich stronach, czy blogach, innym ludziom. Przy okazji z pozycji mentora propagują także rozmaite
(i nierzadko bardzo dziwne) aktywności i produkty, które wg nich są absolutnie niezbędne na co dzień w ramach tzw. zdrowego trybu życia. Takie osoby rzadko jednak mają
odpowiednią wiedzę, a ich rady oparte są tylko o własne, na ogół nieobiektywne odczucia. A bywa też, że "produkują się" ze swoimi mądrościai głównie dla wykreowania
siebie w Sieci. Tak samo jest w przypadku stron, czy tzw. "filmików" związanych chowem zwierząt. Pisząc powyższy tekst znalazłem np. osobliwą "wyliczankę" środków, którą
wg autora powinno się obowiązkowo stosować w codziennej pielęgnacji kopyt, a która zawiera "tylko" 18 (słowie: osiemnaście) pozycji. W takich chwilach zawsze zastanawiam
się, czy ów autor wiedział, o czym mówi, czy też mówił, o czym wiedział oraz czy w ogóle wie, co to jest koń... A przysłowoiowego "konia z rzędem" temu, kto udowodniw,
że na co dzień regularnie robi swoim aż koniom tyle zabiegów. Rozmaite rady internetowe (łącznie z tymi powyższymi !) czytajmy więc z dużym dystansem pamiętając, że w
kwestii zdrowia najlepszym doradcą będzie zawsze dobry lekarz weterynarii.
Amen !
Zródła:
https://konie.rancho-stokrotka.pl/2015/04/26/kompendium-infekcji-strzalek-cz-3/
https://www.jump-it.pl/pl/blog/gnijace-strzalki-2/
https://www.chevalpoland.pl/pl/n/2
https://shiningriding.com/gnijace-strzalki-jak-je-pokonalem/
https://www.kopytamagdy.wroclaw.pl/index.php/2020/04/12/7-bledow-ktore-popelniasz-leczac-gnijace-strzalki/
https://www.passion-horse.pl/smartblog/16/Problemy-ze-strza%C5%82kami.html
https://globalwet.pl/rzekomy-rak-kopyta-lac-pododermatitis-chronica-verrucosa-s-migrans/