To już przesada !...




czyli: "O dobroczynności, córce obłudy"...

28.07.2011


"Nie liczy się Bracie co robiłeś w życiu ani komu służyłeś. Nie jest ważne czy wykazałeś posłuszeństwo w bólu, czy byłeś butny i sprzeciwiałeś się swemu Panu. Bez znaczenia, jak daleko wyciągałeś nogi i prężyłeś szyje w łabędzim ukłonie. To nie ma znaczenia, czy patrzysz dumnie śmierci w oczy, czy kryjesz w nich swój strach. Nic Ci już nie pomoże. Zasłużyłeś na śmierć. Bo przyszedłeś na świat. Zapomniany mknął będziesz po pierzastych chmurach pod nieboskłon. I nie będzie wokoło Ciebie nikogo, kiedy rozstąpi się niebo. Będziesz już do końca zupełnie sam. Bądź dzielny Bracie ! Choć łańcuch wrzyna się w szyję, choć nikt się nie obejrzy, a świat nie zwolni nawet na chwilę. Dumny utoniesz w cichej modlitwie, aby śmierć nie bolała."

Bardzo niedawno temu na stronach kilku popularnych portali informacyjnych ukazały się reklamy, zawierające apele znanej nam (aż za dobrze) i opisywanej (aż za często) fundacji Centaurus. Proszono o pomoc w wykupieniu 12-letniej klaczy Grety, ponoć skierowanej na rzeź. Sprawa była opisana bardzo górnolotnie, wręcz poetycko. Dziś, zaledwie kilka dni później, na forum Re-Volty ta sama fundacja zbiera znów pieniądze - tym razem na klacz Zolę. I znów fundacja uderza we wzruszające nuty:

"Być może gdyby Antoine de Saint-Exupery poznał starą, siwą Zolę - nie o róży, a o niej by pisał. Mały Książe uczył nas, że jesteśmy odpowiedzialni za to, co oswoimy. Właściciele Zoli najpewniej nigdy książki w ręce nie mieli...

Dziś w erze "masowości" oswajamy masowo i wszystko. Rzadko się przywiązujemy. Żyjemy z dnia na dzień. Powtarzamy slogany o kruchości egzystencji. Dotykamy nowych rzeczy i relacji i odchodzimy. Przebieramy, wybieramy. Zola wyboru nie miała. Droga klaczy i jej wieloletniego właściciela rozeszła się wraz z jej starością i niedołężnością. Bez krzty żalu. Z ekonomią w tle. Bo starość ekonomiczna nie jest w żadnym społeczeństwie. Starość się nie opłaca. Nieekonomicznie było trzymać niedomagającą babcię Zolę.

A miało być inaczej. Przecież Zola pracowała ciężko i posłusznie. Spracowała nogi i kręgosłup, a jej serce biło tylko dla właścicieli. A jednak. Teraz - za winy niepopełnionej - stoi i czeka. Na śmierć. Z bagażem wspomnień o tym, że do człowieka przywiązywać się nie warto, a zaufać nie można. Bo kiedy nadejdzie dzień, który jest nieunikniony dla każdego - dzień, kiedy staniemy się "zbyt starzy" - miłość wyparuje w mgnieniu oka. Bo nie a starych zasług.

Zola milczy. Wpatruje się w nas przez kraty w swoim małym boksie, pobrzękuje łańcuch u jej szyi. Ona wie, że to już koniec, że dalej nie ma nic. Ale konie zawsze odchodzą w milczeniu. To milczenie przerywa tylko huk uderzenia kopyta o trap ciężarówki. Potem nastaje cisza."




Wzruszające, prawda ? W natłoku wrażeń i emocji, jakie może wzbudzić taki tekst, prawie można zapomnieć o rozmaitych wątpliwościach związanych z niektórymi prowadzonymi wcześniej przez tą organizację akcjami pod hasłem pomocy koniom. Jednakże spróbujmy nie patrzeć przez zasłonę uczuć, lecz zmierzyć sprawę rozumem i chłodną logiką. Zdążyłem już (także osobiście) poznać sposoby działania tzw. ratowników i w większości moje wnioski z obserwacji były bardzo krytyczne. Za swoje opinie bywałem odsądzany od czci i wiary. Zamiast więc po raz kolejny "się czepiać" fundacji, która niegdyś na propozycję pomocy bezpośredniej (tj. bez pośrednictwa fundacji) dwóm koniom, jaką zaproponowałem, nabzdyczyła się godnie i "otwartym tekstem" odrzekła mi: "Nam naprawdę nie jest potrzebna ani Pana pomoc, ani Pana pieniądze !", zacytuję obszernie inną trzeźwo myślącą osobę. Osobę nadzwyczaj kontrowersyjną, której cynizm i - nazwijmy rzecz po imieniu - wredny sposób komentowania rzeczwistości są powszechnie znane. Osobę przez wielu Polaków wręcz znienawidzoną za komunistyczną przeszłość i ostre ataki na Kościół - Jerzego Urbana. Choć wielu posądza go o to, że jest pozbawiony skrupułów, kultury i paru innych "z definicji" dobrych i pożądanych cech, to nie sposób nie zgodzić się z jego komentarzem w felietonie zamieszczonym w numerze 29/2011 tygodnika "Nie !" (http://www.nie.com.pl/art25048.htm):

"Konia w całości boję się; pokrojonego na befsztyki bardzo lubię. Jest to jednak tylko pierwszy powód, dla którego nie wpłaciłem pieniędzy na wykupienie z rzeźni 12-letniej klaczy Grety. W "Gazecie Wyborczej" z 12 lipca (...) ponad 1/3 strony tego dziennika zajmuje płatne ogłoszenie pt. "Podarujmy Grecie życie". Czytamy: "Do 15 lipca musimy zebrać 2.500 zł, jeśli chcemy odkupić Gretę przed rzeźnią. Prosimy państwa o pomoc." Sprawdzamy w biurze ogłoszeń Agory: takie ogłoszenie kosztuje 37.200 zł netto. Fundacja Centaurus, która je wydrukowała, zamiast roztkliwiać publiczność Gretą, mogłaby za te pieniądze wykupić od rzeźnika 15 koni. Całe stado. Powstaje więc przypuszczenie, że rozczulani czytelnicy robieni są w konia. Ktoś z fundacji Centaurus pieniędzmi już zebranymi na emeryturę dla kopytnych opłaca swoje własne ambicje literackie. Zapragnął, aby dwukrotnie większym i grubszym drukiem niż "Gazeta" publikuje takie sławy pisarskie, jak Bauman, Miłosz, a nawet Sierakowski, rozpowszechnić literacki talent ludzkiej połowy centaurusa. (...)

Ekonomika filantropii nie tą jedną reklamą zadziwia. W telewizjach po wielokroć gapimy się na łzawe apele o ratowanie życia (...) Dla przywrócenia zdrowia potrzeba to 100, to 300 tys. zł. Gdyby dowiedzieć się, ile kosztuje wyprodukowanie spotu i emitowanie go np. przez tydzień kilka razy dziennie, okaże się, że pochłania to na ogół dziesięć razy więcej pieniędzy, niż potrzeba ich na leczenie. Fundacja działa wbrew kalkulacyjnemu sensowi. Naprawdę reklamuje bowiem swoje czułe serce. W istocie kupujemy nie zdrowie (...) tylko dobre samopoczucie jakieś paniusi. Taki sam jest też motyw załzawionych widzów, gdy wysyłają pieniądze, w rzeczywistości na opłacenie reklam, którym ulegli. W istocie na to, żeby podobać się samym sobie. Tak też przyjaciele koni, posyłając forsę na wykupienie Grety, wykupywali ogłoszenie koniarzy w gazecie. W karnawale (przez młodzież już nieodróżnianym od postu) trwa sezon tzw. balów charytatywnych. Bawią się bogaci, piękne dupy, ważni samce i celebryci. Cele ogłaszane to zazwyczaj wspieranie przytułków, sierot, szpitali czy bezdomnych. W rzeczywistości do rzekomego celu, obojętnego balującym, płyną okrawki tego, co goście wydają na pretensjonalne stroje, wynajmowanie sal i służby, występy gwiazd, mdłe żarcie i kwaśne szampany. Prawdziwy cel jest zawsze ten sam: pokazać siebie i swe czułe serce. W tabloidach i kolorowych pismach kobieco-snobistycznych ukazują się informacje, kto z kim i co. Pokazuje się kiecki, nowych narzeczonych, makijaże, świeżo wprawione sztuczne szczęki."


Powyższe fragmenty oryginalnego tekstu pozwoliłem sobie nieco "przyciąć", dzieki czemu udało mi się złagodzić jego formę i uniknąć niektórych wyjątkowo paskudnych sformułowań, typowych dla Urbana. Nie zgadzam się z autorem, że motywy i przebieg akcji charytatywnych są ZAWSZE takie, jak przez niego opisane. Niemniej jednak pozostaje bez odpowiedzi pytanie: ile koni można by kupić i utrzymać za akcje reklamowo- apelowe Cenaurusa w rozmaitych mediach ? Przepraszam, ale NIE UWIERZĘ, że "GW" i wiodące portale informacyjne z własnej woli pozbawiły się zysku i oddały miejsce Centaurusowi za friko ! Dlaczego więc na akcję mającą - co by nie mówić - podtekst promocyjny wydaje się kwotę kilkanaście razy większą niż ta, która jest potrzebna do zrealizowania bezpośredniego celu tej akcji: wykupienia konia ?

Odpowiedzi na to pytanie zapewne mogłoby udzielić szefostwo fundacji. Czy zechce ? No cóż...

P.S. Następna "na tapecie" jest niejaka Trufla. Rzecz jasna znów mamy wyciskacz łez, zaczynający się od słów: "Trufla stała tej nocy w rządku innych koni, uwiązana do boku ciężarówki. We mgle unosił się zapach gorzałki i bigosu, w powietrzu świst bata, cisze rozdzierały okrzyki handlarzy ładujących konie. (...)"