Boks i bieganie

(ale w znaczeniu nie sportowym, lecz stajennym)



Okazuje się, że codzienny tzw. "obrządek" przy koniach (to takie nieco już archaiczne, wiejskie określenie codziennych prac przy zwierzętach w gospodarstwie), oraz rozumienie pojęcia właściwych warunków i dobrostanu zwierząt to zagadnienia zgoła niebanalne i nie każdemu znane... Ośmielę się zatem rzucić tu garść rozmaitych uwag na bardzo różne tematy, związane z budową i posiadaniem stajni oraz chowem koni w warunkach, jakie uznajemy za włąściwe i stosujemy u nas. Podkreślam przy tym, że poniższe poglądy są moimi własnymi, odbiegają nieco od niektórych obiegowych opinii i nie każdy z czytających ten tekst musi się z nimi zgadzać.

Do "wywnętrzenia się" w kwestiach chowu koni skłoniły mnie oczywiście liczne forumowe wypowiedzi oraz dodatkowo artykuł pana Romana Krzyżanowskiego "Stajnie, ale jakie ?..." na portalu farmer.pl. Głosy na forach dyskusyjnych zwykle pochodzą z ust nastoletniej, a zatem niekoniecznie bardzo doświadczonej w chowie koni młodzieży, mającej często wiedzę o jeździe konnej, lecz w pozostałych kwestiach opierającej swe opinie na opracowaniach książkowych i internetowych oraz często powołującej się na bliżej nieokreślone "przepisy unijne". Z kolei pan Krzyżanowski to doświadczony praktyk, prezes szeroko znanej stadniny Koni w Jaroszówce. Mimo ogromnej różnicy w wielkości doświadczenia, zarówno młódź, jak i praktycy tacy, jak pan Krzyżanowski, opisując to, co uważają za dobrą stajnię, mówią jednym głosem. A ta wspólna opinia daje się streścić w kilku słowach: dobra stajnia to jak największe boksy (a dla źrebaków - biegalnia), codzienne sprzątanie "na glanc" wszystkiego, pełne zaplecze socjalne dla ludzi, stały nadzór obsługi nad zwierzętami, myjka, solarium itp. A młodzi jeszcze dodają: "i żeby pensjonat w takiej stajni kosztował 200 zł miesięcznie !" (na to ostatnie powiem: o, sancta simplicitas ! ) Cóż, poglądy te są w sumie bardzo słuszne. Oczywistością jest, że np. jak największy boks jest rzeczą dobrą. Odnoszę wszakże wrażenie, że w tych opiniach i dążeniach do ideału, podpieranych regulacjami unijnymi, idzie się jednak o krok za daleko. Coś, co jest zasadne dla dużego przedsięwzięcia gospodarczego: ośrodka o międzynarodowej renomie, wielkiej hodowli, czy elitarnej stajni pensjonatowej dla bogatych, niekoniecznie musi być zasadne w przypadku zwykłych stajni. A niemożliwość spełnienia niektórych "wydumanych" (moim zdaniem) wymagań co do wygód stajennych nie musi i nie powinno oznaczać konieczności rezygnacji z posiadania własnej stajni i konia.

Rzecz najważniejsza: stajnia jest przede wszystkim dla koni, a dopiero potem - dla ludzi ! Jeżeli ktoś uważa, że należy trzymać konia w wykafelkowanym boksie, w ośrodku z solarium, karuzelą i pełną obsługą, a po jeździe na maneżu wysypanym hiszpańskim piaskiem wpadać na drinka do sali kominkowej, niechże postawi swego rumaka w Bolixie lub podobnym ośrodku - wolna wola. Jednak niechże ten ktoś przy tym nie stęka, że drogo. "Ksiażkowe" rady i zalecenia takie, jak przytoczone wyżej, są w teorii słuszne, lecz w praktyce nie do zastosowania w niedużych, prywatnych stajniach, czy gospodarstwach agroturystycznych. Ekonomia jest bowiem bezlitosna, mało kogo stać na postawienie sobie i dalsze utrzymanie "wypasionej" stajni. A w przypadku chęci zarabiania na niej może się okazać, że przy spełnieniu wszystkich "chciejstw" potencjalnych klientów, koszty własne, powiększone o marżę, będą tak duże, że na pensjonat nie będzie po prostu chętnych.

Teraz będzie mała dygresja: niedawno przypadkowo znalazłem stronę WWW pewnego urokliwego obiektu, znajdującego się na Pomorzu. To naprawdę piękna i imponująca stajenka na 5 koni (tzn. pokrewna naszej), jak sądzę stanowiąca przedmiot słusznej dumy właścicieli. Korytarz ogrzewany podłogowo i z automatycznym przypodłogowym oświetleniem, sterowanym czujnikami ruchu; wejście otwierane kartą zbliżeniową; siodlarnia z ogrzewaniem podłogowym, ciepło z kominka z płaszczem wodnym, dodatkowo grzejniki elektryczne, centralny odkurzacz. Łazienka, pokój na poddaszu, stale muzyka z głośników. Elektrycznie otwierane okna, elektroniczna kontrola wentylacji i temperatury w stajni. Całości obrazu dopełnia monitoring z kilku kamer, zbiornik na nieczystości informujący o przekroczeniu maksymalnego dopuszczalnego poziomu SMS-em i automatyczna stacja pogodowa... Daj Boże każdemu koniarzowi taki portfel, który pozwoli na posiadanie czegoś podobnego ! Jednakże powiem szczerze: dla mnie to jest doskonały przykład przerostu formy nad treścią. Mam wrażenie, że w budowie tej stajenki (bo przecież nie stajni i nie ośrodka !) podstawową rzeczą była chęć zaspokojenia ambicji właścicieli oraz realizacja jego prywatnego hobby, jakim jest nie chów koni sam w sobie, ale automatyzacja wszystkiego, co się da.

Tyle dygresji - wróćmy do stajni i warunków w niej panujących. Jeszcze kilka lat temu często spotykało się stajnie typowo stanowiskowe. Pokutowało (zwłaszcza wśród starszych wiekiem właścicieli) odziedziczone po przodkach przekonanie, że konia trzyma się uwiązanego w stajni. Wśród wyznawców tego poglądu mało kto jednak dostrzegał, że za czasów naszych ojców i dziadków koń pracował na okrągło, niemal na co dzień był używany do prac rolnych i transportowych. Miał więc zapewniony codzienny ruch, pracę, zajęcie. Słowem: codzienną gimnastykę i rozrywkę. Zazwyczaj też codziennie spędzał sporo czasu na trawie. Efektem - mimo słabszej opieki weterynaryjnej i często przedmiotowego podejścia do zwierzęcia - było generalnie niezłe zdrowie i kondycja ówczesnych koni. Jak to określił niegdyś jeden z zaprzyjaźnionych weterynarzy: kiedyś na 100 wizyt tylko 1-2 dotyczyły problemów ze stawami, czy ścięgnami; obecnie stanowią one conajmniej 50-60 % przypadków. Plus oczywiście znacznie mniejsza kiedyś liczba koni dychawicznych. COPD ? Rorer ? Mało kto kiedyś słyszał o czymś takim.

Chów stanowiskowy na szczęście odchodzi w niebyt. Stanowiska zostały dość powszechnie zastąpione przez boksy i... tu się zaczyna problem. Otóż - co paradoksalne - niewiele to zmieniło: konie nadal przetrzymywane są w stajni. Efektem jest nuda i często narowistość - koń pozbawiony możliwości zaspokojenia naturalnej potrzeby ruchu reaguje często stresem, a wypuszczony wreszcie na swobodę nieraz "głupieje" z nadmiaru szczęścia. Niewytrenowany organizm o słabych ścięgnach jest na wybiegu podatny na różne uszkodzenia, a wydelikacony w wyniku chowu "pod kloszem" jest w dodatku bardziej skłonny do infekcji. Efekt ? Właściciel widząc, że wypuszczanie konia pozornie "nie służy" zwierzęciu, które kicha i co chwila ma jakieś otarcia lub opuchlizny, jeszcze bardziej skłonny jest do trzymania konia w ciepłym, bezpiecznym boksie, gdzie przecież koń ma jedzenie, wodę i pewną swobodę ruchu, więc o co chodzi ?... Zaś obsłudze stajni w to graj, nie muszą pilnować koni i biegać za nimi w razie, gdy zdarzy się ucieczka któregoś z wybiegu. A koń ? Choć ma w boksie nieco więcej swobody, niż na stanowisku, jednak jego byt de facto wcale aż tak istotnie się nie poprawia.

Osobną kategorią przypadków są tu właściciele drogich koni. Ci usprawiedliwiają przetrzymywanie konia w boksie jego dużą wartością - w razie urazu dziesiątki tysięcy złotych pójdą przecież w błoto ! A to moim zdaniem jednak tak, jakby kupić sobie za ciężkie pieniądze najnowszy model mercedesa i potem w ogóle nie jeździć z obawy przed kolizją, albo narzekać, że paliwo takie drogie... Bez sensu ! Właściciela nie stać na zorganizowanie takiemu cennemu zwierzęciu np. pobytu w miejscu, gdzie będzie ono miało indywidualny, dobrze ogrodzony i bezpieczny wybieg, i tym samym będzie zabezpieczone przed urazami wskutek np. kontaktu z innymi końmi ? To tylko oznacza, że takiego kogoś po prostu nie stać na drogiego konia !

Potrzeba ruchu jest po jedzeniu i piciu trzecią najważniejszą potrzebą życiową koni. Nie zawsze właściciel jest w stanie zapewnić swemu koniowi pobyt w miejscu, gdzie tą potrzebę koń będzie mógł zaspokajać w pełni, ale zawsze powinien do tego dążyć w miarę sił i środków. Całodniowy pobyt konia na wybiegu bez względu na pogodę i porę roku ma prawie same zalety, z których najważniejszą jest oczywiście zdrowie. Koń z nieco mocniejszymi mięśniami i ścięgnami, naturalnie zahartowany i odporniejszy na przeziębienia, o zdrowych kopytach - to powinno być przecież podstawowym celem każdego właściciela ! Na stronie internetowej superstajni, którą pokrótce opisałem wcześniej, właściciele prezentują zdjęcia pięknych boksów oraz liczne urządzenia automatyki stajennej - nie ma jednak ani jednego zdjęcia koni na wybiegu, ani jednego zdjęcia z pastwiska. Ani jednego ! A szkoda. Odnoszę też dziwne wrażenie, że w tym miejscu stajnia stała się ważniejsza od zwierząt. I jednocześnie trudno mi pojąć, że takie podejście do koni bywa wspólne i dla tych właścicieli stajni, którzy prowadząc je muszą liczyć się z każdym groszem, i tych, których jak sądzę stać na wszystko, co tylko sobie zamarzą.

Przypomnijmy: najlepszym sposobem chowu jest chów bezstajenny ! I choć wielu w to wątpi, jest on do zastosowania praktycznie w niemal każdym (!) końskim przypadku, także w przypadku ras uznawanych za najszlachetniejsze i najdelikatniejsze. Owszem, niemal każdego konia trzeba do tego trybu życia wdrożyć powoli i "z głową", a wybiegi powinny być zaopatrzone w miejsca, gdzie konie mogą schronić się przed słońcem, deszczem i wiatrem. Ze zrozumiałych względów taki chów zwykle nie jest możliwy, choćby z uwagi na brak miejsca w ośrodku, czy potrzebę stałego nadzoru nad końmi, który w porze nocnej łatwiejszy jest do zrobienia w stajni. Także ze względu na zróżnicowanie potrzeb pokarmowych - nie da się np. w praktyce podawać na wspólnym wybiegu indywidualnie ustanowionych dawek paszy treściwej, a zawsze najsilniejsze zwierzę będzie próbowało zawłaszczyć sobie pokarm osobników stojących niżej w hierarchii stada. Ale skoro pobyt koni non-stop pod gołym niebem jest mało realny, to jednak nic nie stoi przecież na przeszkodzie, by konie przez okrągły rok, przebywały na wybiegu od rana do wieczora, mając dostęp do odpowiednio dużej, dającej cień i schronienie wiaty, świeżej wody i dużej ilości siana.

Trzymanie koni za dnia na wybiegu ma jeszcze jedną niepodważalną zaletę: obniżenie kosztów ich utrzymania. W boksie jest wóczas mniej odchodów, sprzątanie boksu jest łatwiejsze i szybsze, nie jest też konieczne zużywanie dużych ilości słomy do codziennego ścielenia. A przy okazji przypomnijmy też, że za minimalną ilość miejsca na wybiegu uważa się "książkowo" 200 m2 na każde zwierzę.

Niech nasze konie chodzą po wybiegach najczęściej, jak się da, a w stajni, w swoich boksach spędzają tylko noce. Zaś co do boksów: powinny być oczywiście duże, bezpieczne, widne i suche. W "Aktach Prawnych" (dział "Mądrości") można znaleźć m.in. zalecenia odnośnie wielkości boksów, okien, jakości powietrza w stajni itp. Bez względu na to jednak, co te niekiedy przesadzone i wymyślone przez nie mającego pojęcia o koniach urzędnika normy mówią, kilka zdroworozsądkowych zasad powinno być spełnionych:

a) Boks powinien mieć wymiary 3*3,5m. Taka ilość miejsca absolutnie i z lekkim nadmiarem wystarcza, by przeciętny koń słusznego wzrostu miał w boksie pełną swobodę ruchu, w tym: swobodę położenia się i wstania bez trudności, czy ryzyka. Boksy mniejsze to boksy zbyt ciasne, natomiast większe moim zdaniem nie dają szczególniejszych korzyści, są za to droższe w budowie i w utrzymaniu.

b) Za optymalną wysokość boksów uważam 3 metry. Przy chowie w opisanym wyżej trybie "wybiegowym całodniowym" jestem skłonny za minimalną dopuszczalną wysokość uznać nawet 2,5 metra (liczone od poziomu ściółki, a nie poziomu podłogi !).

c) Stajnia i boksy nie powinny być ogrzewane.

Ocieplanie ścian stajni to współczesna moda, równie zbędny, co inna dziwaczna moda strojenia koni w rozmaite derki bez względu na pogodę. Ocieplanie to spory, a tak naprawdę zbędny wydatek, zaś ogrzewanie stajni - to istotny błąd. W przeciwieństwie do wszelkich innych zwierząt gospodarskich konie samodzielnie potrafią sobie wyprodukować niemal dowolną ilość potrzebnego im ciepła. Potrafią też błyskawicznie, dosłownie w ciągu dni, dopasować długość sierści do zmieniających się warunków atmosferycznych. Metabolizm konia jest wspaniałą rzeczą, a jego zdolności adaptacyjne - naprawdę niezwykłe. Normalny koń, zahartowany długimi pobytami na wybiegu, praktycznie nie ma prawa zachorować w wyniku przebywania zimą w nieogrzewanej stajni ! W naszej stajence adaptacja Meteora, w poprzedniej stajni spędzającego większość czasu w boksie, odbyła się bez przeszkód, objawów przeziębienia nie zanotowaliśmy nawet wtedy, gdy pewnej zimy przez kilka lutowych dni temperatura w nocy spadała do (dosłownie !) -30 stopni Celsjusza, a w samej stajni - do -15 ! A pamiętać trzeba, że w koniu tym płynie krew folblucich przodków, koni często postrzeganych jako dość delikatne. Drugi przykład z początków istnienia stajni, z czasów, gdy na wybiegu nie było jeszcze wiaty: niespodziewane i zaskakujące załamanie pogody poskutkowało kiedyś opadami marznącego deszczu. Lodowisko na wszystkich okolicznych drogach, korki-giganty i wypadki spowodowały moje opóźnienie w dotarciu do domu. Wszystko: drogi, drzewa, budynki, było pokryte czystym lodem, a nasze konie stały "nadprogramowe" 3 i pół godziny na tym deszczu i wietrze, późną, wieczorową porą. Z niepokojem obserwowaliśmy zwierzęta, czekając na ewentualne następstwa przypadkowego wystawienia ich na takie ekstremalne warunki pogodowe. I co ? Cóż... Żadne nawet nie kichnęło.

Oczywiście nie zawsze i nie w przypadku każdego zwierzęcia można przyjąć, iż bez konsekwencji da się je trzymać w każdych, nawet najsurowszych warunkach. Jednak typowy, zdrowy i dobrze odkarmiony koń bez najmniejszego problemu daje sobie radę w trudnych warunkach atmosferyczych - o ile tylko (co bardzo ważne !) ma zapewniony dostęp do odpowiedniej ilości pożywienia (czytaj: dużo siana dostępnego na wybiegu).

Jeśli mowa o chłodzie i przeziębieniach - nie pierwszy raz odniosę się do równie słynnego, co głupiego przepisu, nakazującego, by przewiew w stajni był nie większy niż 0,3 m/s. Naprawdę nie wiem, kto jest autorem tego kuriozum, ale powiem wprost: ten ktoś nie miał pojęcia o chowie koni, ani nawet o tym co w praktyce oznacza taka prędkość wiatru. Zapewne jakiś urzędas skopiował przepis Unii, nie wnikając w jego istotę i zasadność, a być może także źle interpretując zapis w obcym języku. Po pierwsze: każdy, kto interesuje się meteorologią, sportami wodnymi lub lotniczymi wie, że prędkość 0,3 m/s oznacza 1 (słownie: jeden) kilometr na godzinę. To jest tempo wyjątkowo leniwego żółwia, to jest wiatr określany w komunikatach meteorologicznych jako bardzo słaby, wiatr, przy którym na drzewach poruszają się (i to bez szumu) tylko i wyłącznie liście (nie gałęzie i nie gałązki). Przy takim wietrze zapalona na zapałka nie ma prawa zgasnąć, a dym z komina odchyla się od pionu bardzo nieznacznie. Jednym słowem: niby wiatr jest, ale tak, jakby go wcale nie było. Jaki ma zatem sens chronienia koni przed takimi "strasznymi przeciągami", zwłaszcza w sytuacji, gdy przebywając poza stajnią bez problemu znoszą wiatry stukrotnie większej prędkości ? Odpowiedzi na to pytanie nie zna zapewne nawet autor tego cudacznego przepisu.

Wbrew temu przepisowi twierdzę, że ruch powietrza w stajni to rzecz pożądana. Oczywiście nie mówię o mrożnych wichurach hulających po stajni zimą, ale o zwykłej, łagodnej wymianie powietrza. Zapewnienie odpowiedniej jakości powietrza to sprawa niebanalna, szczególnie w upalne lato i zimą. "Atmosferka" amoniaku jest dla koni absolutnie niewskazana i niezdrowa. Taki charakterystyczny zapaszek da się wyczuć w nawet najdokładniej sprzątanej stajni, jeśli ta jest zbyt szczelna (czytaj: jeśli przewiew w stani mieści się w "urzędasowych" 0,3 m/s. ) Oczywiście normy budowlane nakazują stosowanie wentylacji w pomieszczeniach inwentarskich; jednak dla małych stajni ma to w praktyce średnie uzasadnienie. Jeśli tylko nie stosujemy w stajni szczelnie zamykanych okien i uszczelnianych drzwi, w zimie napłynie do budynku wystarczająca ilość świeżego powietrza. Latem natomiast trzymanie zamkniętych okien i drzwi jest nonsesnem, a wiatr i bardzo częste w letnie dni podmuchy termiczne doskonale doprowadzą do wymiany powietrza w stajni. Dodatkowe kominy wentylacyjne lub wentylację wymuszoną mechanicznie warto natomiast stosować wszędzie tam, gdzie te zjawiska są ograniczone - a tak będzie w szczególnych przypadkach wynikających z lokalizacji budynku w terenie, położenia względem innych obiektów, rzeźby terenu itp. Jeśli amoniakalne zapachy są nie do zwalczenia, lub jeśli zimową porą wewnątrz na ścianach lub oknach stajennych gromadzi się para wodna, wówczas dodatkowa wentylacja staje się wręcz przymusem. Bez niej konie nie będą zdrowe, a i sam budynek będzie niszczał, narażony na działanie niekorzystnych czynników (wilgoć).

To, co zostało powiedziane powyżej, wydaje się być zgodne ze zdrowym rozsądkiem, choć bądźmy szczerzy: zapewne pozostaje w pewnej sprzeczności z niektórymi normami budowlanymi.

W literaturze spotyka się postulat wysokości boksów nawet do 4 metrów - uważam to za nadmiar, a nawet pewien błąd. Po pierwsze: jest to dla konia zbędne, tą nadmiarową kubaturę można wykorzystac w lepszy, bardziej praktyczny sposób (np. na powiększenie poddasza, na którym na ogół składuje się siano). Poza tym w tak wysokich pomieszczeniach zimą powietrze ogrzane ciepłem ciał zwierząt będzie unosić się i kumulować się wysoko pod sufitem, poza zasięgiem zwierząt. Choć nie jestem zwolennikiem ogrzewania stajni w zimie, to jednak takie pozbawianie koni naturalnie ogrzanego powietrza także uważam za niewłaściwe, a wręcz szkodliwe.

Podłogi w budynkach inwentarskich, jak to książki mówią, powinny być ciepłe. Niegdyś robiło się je z 30-centymetrowego keramzytobetonu lub trocinobetonu. Obecnie istnieje trend do ocieplania styropianem nie tylko ścian stajni, ale też i podłóg. W domach mieszkalnych zapobiega to stratom ciepła (a przyjmuje się, że ok. 1/4 ciepła ucieka właśnie przez podłogi). Czy takie ocieplanie podłoża ma jednak sens w przypadku pomieszczeń nieogrzewanych ? Szczerze mówiąc - trochę wątpię. Często postuluje się też wykonanie podłogi w boksach z klocków dębowych - tym bardziej, że i te są gorąco zalecane przez literaturę, dotyczącą chowu zwierząt gospodarskich. Zapomina się tu jednak o tym, że na ogół opracowania takie dotyczą obór, a nie stajni. Owszem, w oborach zwykła, betonowa podłoga potrafi mieć bardzo zły wpływ na krowie racice, a stosowanie dębowej kostki na stanowiskach dla bydła pozwala tego problemu uniknąć. Pamiętajmy jednak, że w oborach krowy stoją tak naprawdę wprost na tych klockach, w stajni zaś koń ma (powinien mieć !) pod kopytami odpowiednio gruba warstwę słomy - a to już kluczowa różnica. W oborze klocki dębowe stanowią podłogę ciepłą, która pozwala na grawitacyjne odprowadzanie gnojówki i wody z gnojowicy do kanałów ściekowych. W stajniach rolę tą powinna spełniać spodnia warstwa ściółki (na ogół słomy) - a pamiętajny też przy tym, że w przeciwieństwie do krowiego, czy świńskiego, obornik koński jest bardziej suchy, więc nie ma aż takiej potrzeby odprowadzania nieczystości płynnych. Ponadto nawet najlepiej zaimpregnowana kostka dębowa po kilku latach działania wilgoci i kopyt będzie nadawała się do wymiany. A dąb niestety do najtańszych nie należy... Spotykane gdzieniegdzie porady związane ze stosowaniem zamiast dębu klepisk z gliny i trocin również między bajki trzeba włożyć - no, chyba, że ktoś ma kuuupę czasu i siły na to, by kilka razy w roku bawić się w wyrównywanie i ubijanie tych klepisk oraz ich konserwację. Podłoża piaszczyste również wymaga tych zabiegów... Cóż, jak widać podłoga betonowa (czy to ocieplona dodatkowo styropianem, czy tylko pokryta ściółką) w naturalny sposób wydaje się rozwiązaniem wystarczająco dobrym, prostym w wykonaniu i nie wymagającym nakładów na dalsze utrzymanie. Wbrew obiegowej opinii nie jest ona także śliska zimową porą - a przynajmniej nie bardziej, niż inne typy podłóg.

Skoro o "przyziemnych" sprawach mowa: maty gumowe do boksów - ech, to temat-rzeka... Niby pomagają zachować czystość, ale pomijając ich wysoką cenę (to koszt ponad 1000 zł na każdy boks) są izolatorem każdej wilgoci, jaka dostanie się pod nie, a więc sprzyjają zagrzybieniu stajni. Niestety nieraz daje się też zauważyć, że ich stosowanie dziwnym trafem prowadzi do zaścielania ich zaledwie symboliczną ilością słomy lub nie ścielenia w ogóle. Wiadomo, oszczędność... Ale to oszczędność źle pojęta - potem koń stoi we własnych odchodach, ślizgając się na mokrej od moczu gumie, a przy tym nie ma dostępu do czystej słomy, która przecież powinna stanowić ok. 10% dziennej dawki pokarmowej zwierzęcia !... O tym ostatnim powinniśmy też pamiętać stosując ściółkę trocinową: dając trociny zawsze powinniśmy dać koniowi także trochę słomy, to ważny składnik diety !

W wielu stajniach, zwłaszcza tych zwanych u nas szumnie, acz niesłusznie "boksami angielskimi" ściany boksów wykonane są z drewna, zazwyczaj sosnowego lub świerkowego. Pamiętajmy jednak, że odpowiednią do tego celu wytrzymałość będą miały deski grubości conajmniej 4 centymetrów (uwaga: mało który tartak może i chce takie dechy wykonać, zwykle standardem są deski grubości maksymalnie 28 mm). Deski cieńsze mogą w przypadku kopnięcia zostać wyłamane, a koń może doznać skaleczeń lub złamań, które uniemożliwią jego dalsze użytkowanie przez resztę życia. Scianki boksów powinny opierać się na podłodze, między spodem ścianki a podłogą nie powinno być żadnej przestrzeni, bo i to grozi uwięźnięciem nogi konia i dalszymi urazami. To jednak oznacza, że dolna część takiej ścianki stale będzie narażona na działanie wilgoci ze ściółki i bez corocznej konserwacji oraz wymiany zużytych desek co kilka lat się nie obejdzie (chyba, że będą zamontowane na podmurówce wysokości, powiedzmy, 30-40 cm). Z tego też powodu uważam, że ścianki murowane są lepsze, trwalsze i bezpieczniejsze, a przedkładanie stajni ze zwykłych desek nad murowaną tylko dlatego, że drewniana ma większy urok, jest błędem. Nie jest przy tym prawdą, że koszty budowy stajni drewnianej są istotnie niższe od kosztów budowy stajni murowanej (oczywiście przy prostym budynku bez ocieplenia itp.) Porównując swego czasu te koszty stwierdziłem, że są one zaskakująco do siebie zbliżone, choć oczywiście nie idealnie takie same. A powszechny pogląd o rzekomej taniości stajni drewnianej zwykle bierze się stąd, że większość osób porównuje solidny budynek z pustaka z dużym poddaszem użytkowym i drewnianą budkę z desek, jaką zwykło się zwać owym wspomnianym angielskim boksem właśnie.

Okna w boksach powinny być duże, zapewniające dużą ilość światła. W naszych boksach mają po ok. 2 m2 każde. Ale uwaga: latem wielkie, przeszklone płaszczyzny powodują przegrzewanie się wnętrza stajni i małą ilość cienia, więc nie ma co przesadzać i robić szklanych domów ! Druga rzecz: istnieje trend do tworzenia przegród (krat) między oknem i koniem tak, by koń przypadkiem nie zrobił sobie krzywdy. Kraty wewnętrzne w zamkniętych oknach mogą być, rzecz jasna, wskazane - mamy pewność, że koń przypadkiem nie stłucze szyby i nie pokaleczy się. Tam, gdzie nie da się ich zamontować, dobrym rozwiązaniem może okazać się oklejenie szyby folią antywłamaniową, dzięki czemu w razie przypadkowego stłuczenia szyby nie powstaną ostre odłamki, a całe szkło, choć w kawałkach, pozostanie w ramie okiennej. W obawie przed takimi wypadkami popełnia się niekiedy inny błąd: umieszcza się okna bardzo wysoko, na wysokości nawet 3 m ponad podłogą. Niestety pozbawia się tym samym konia stojącego w boksie możliwości oglądania otoczenia - a to tak, jakby człowieka pozbawić możliwości oglądania telewizji lub korzystania z Internetu. ) Uważam więc, że otwory okienne powiny być dość duże i umieszczone na wysokości 1,5-1,8 metra tak, by koń mógł obserwować świat zewnętrzny, a przy okazji w ten sposób niekiedy także "znieczulać się" na te bodźce zewnętrzne, które mogłyby go wystraszyć (np. pojazdy mechaniczne itp.) Aby jednak zabezpieczyć konia przed nieszczęśliwym wypadkiem, okna powinny otwierać się do pełnych 180 stopni na zewnątrz. To z kolei wymusza osadzenie okien przy zewnętrznej krawędzi ściany i jest niezgodne ze sztuką budowlaną, nakazującą dla ściany jednowarstwowej ich osadzanie w połowie grubości muru (dla ścian wielowarstwowych są jeszcze bardziej złożone zasady). Ale jak wspomniałem - zamieszczone tu uwagi niekoniecznie muszą pozostawać w zgodzie z normami, za to na pewno pozostaną w zgodzie ze zdrowym rozsądkiem. ) W naszej stajni okna otwierają się nie na boki, lecz na dół, niejako "kładąc się" na ścianę. Dzieki temu nie wymagając stosowania blokad nie zatrzasną się na wietrze ani nie rozbiją o ścianę, a i wyglądające na świat konie ich nie uszkodzą. I jeszcze a propos okien: stosowanie kosztownych okien wielokomorowych z atermicznymi szybami wydaje się takim samym "przerostem formy nad treścią", jak ocieplanie ścian - z powodów już opisanych wyżej.

Kafelki w boksach są odbierane jako oznaka profesjonalizmu, zasobności i stajennego dobrobytu. Koniom są wprawdzie absolutnie do szczęścia niepotrzebne, ale cieszą ludzkie oko i sprawiają wrażenie większego ładu i porządku w stajni. Argumentuje się też, że ich stosowanie likwiduje istnienie w ścianach boksów szczelin i zagłębień, będących siedliskiem grzybów i innych niepożądanych organizmów. Dążąc do posiadania boksów wykafelkowanych paiętajmy jednak, że ulegają one łatwo uszkodzeniom (konie kopać przecież potrawią, a trącenie ściany nogą przy wstawaniu zdarza się przecież nieraz) i wymagają wymiany. Odłamki płytek potrafią być też równie ostre, jak odłamki szkła. A same kafelki wymagają też czyszczenia na bieżąco, to z kolei dodatkowy wysiłek. Argument o grzybach wydaje się nieco naciągany w sytuacji normalnego chowu ściółkowego, to jest: gdy w ściółce tak, czy siak rozwijają się miliardy różności. Osobiście odwiedzając zarówno stajnie "full wypas", jak i te proste, lub wręcz prymitywne, ślady grzybów widywałem nie tam, gdzie nie było kafelków, lecz tam, gdzie nie dbano należycie o codzienne sprzątanie boksów. Oczywiście szczeliny między cegłami mogą być magazynem brudu i innych rzeczy, ale przecież szczeliny te można zaspoinować, a ściany wybiałkować - i moim zdaniem to rozwiązanie będzie niemal równie skuteczne, co położenie glazury, a dużo tańsze w wykonaniu. W naszej stajni zdecydowaliśmy się na kafelki tylko przy paśnikach, a i to praktycznie tylko ze względów estetycznych - konie bowiem czasem "prychały" kurzem z siana i śliną na ścianę, a dzięki kafelkom łatwiej te ślady usuwać. A skoro o paśnikach na siano - od lat wiadomo, że powiny być zawieszone nisko, najlepiej tuż przy podłodze i że ich konstrukcja nie może pozwalać na zaklinowanie nogi konia w jakiejś dziurze lub szczelinie. A że konie lubią gryźć i chwytać w zęby to, co mają w boksach, więc ich konstrukcja i mocowanie powinny być oczywiście bardzo solidne. I tyle. Było o jedzeniu, teraz o piciu: nie zabieram zdecydowanie głosu w sprawie wyposażenia boksów w automatyczne poidła. Jeśli ktoś je ma - to dobrze, ale jeśli nie ma - też dobrze, odpowiednie pojenie każdy jest w stanie zapewnić wstawiając koniowi parokrotnie w ciągu doby wiadra z czystą wodą i będzie to równie skuteczne, co automatycznie napełniane zbiorniki. Wiadra mają tą wielką wadę, że trzeba je nosić. Podła i rurki doprowadzające wodę do nich trzeba za to zimą ogrzewać, a w razie uszkodzenia lub awarii w boksach "powodzi się" koniom (a przecież w boksach ma in się "nie przelewać"... ). Najważniejsze w tym wszystkim jest dawanie wody odpowiednio do pogody, pracy i jedzenia oraz to, by woda zawsze była świeża i chłodna (ale nie zimna !), gdyż wówczas po prostu koniom lepiej smakuje.

W kwestii sprzątania stajni: postuluje się często takie wykonanie podłogi, by możliwe było np. umycie boksu wodą z węża lub spłukanie nią korytarza stajennego. Trzeba jednak pamiętać, że w niektórych porach roku taka porcja wilgoci będzie szkodliwa dla samej stajni i może grozić zagrzybieniem. Przy okazji muszę też wspomnieć, że jestem przeciwnikiem moczenia podłogi przed jej zamiataniem. W założeniach ma to ograniczyć rozpylanie kurzu przy zamiataniu, co może mieć znaczenie nie tylko dla utrzymania ogólnego porządku, ale przede wszystkim dla zdrowia koni ze schorzeniami dróg oddechowych. W praktyce jednak i tak dla takich koni najlepsze będą nie boksy, lecz wiaty lub otwarte boksy angielskie, najlepiej ścielone odpylonymi trocinami, a co do sprzątania - kurz zmieszany z wodą stworzy trudną do usunięcia i przyklejającą się do podłogi maź, więc zamiatając - faktycznie posprzątamy nie za wiele.

Czynnością, wokół której wiele jest skrajnych opinii, jest ścielenie. Gdyby podejrzeć, jak są ścielone boksy w większości zwykłych ("niebolixopodobnych") stajni, zapewne okazałoby się, że właściciele starają się ścielić tak oszczędnie, jak tylko się da, a czasem wręcz wcale. A nawet jeśli koniom codziennie jest dorzucana świeża słoma, to nie zawsze idzie to w parze z uprzednim wybieraniem obornika. Ba, nawet mimo tego, że powszechnie wiadomo, iż koń powinien mieć w boksie sucho, W jednej ze znanych nam stajni cichą praktyką było polewane ściółki wodą, by podgnita lepiej udawała "prawdziwy" obornik i dawała się łatwo sprzedać do pieczarkarni. To bardzo naganna praktyka !

Gdy z kolei zapytać losowo wybranego posiadacza konia, trzymającego swe zwierzę w pensjonacie w czyjejś stajni, jak powinno się sprzątać boks, z pewnością padnie odpowiedź, że najlepsze jest sprzątanie całego boksu "do zera" codziennie i ścielenie każdorazowo świeżej słomy. Ktoś swego czasu na Volcie nawet pisał, że w "jego" stajni boksy sprzątane są DWA razy dziennie ! Jak więc widać istnieje tu zasadniczy konflikt interesów. Choć zakrawa to na paradoks, uważam, że obie (!) strony mają pod pewnymi względami rację (a pod innymi - nie). Nie da niestety się rozpatrywać zagadnień chowu i dobrostanu zwierząt w całkowitym oderwaniu od realiów ekonomicznych. Jeżeli ktoś nie będąc krezusem chce mieć własną stajnię, musi niestety liczyć się z każdym groszem. Trzeba też pamiętać, że każde zabiegi "ekstra" to również dodatkowe nakłady czasowe - a to już ma znaczenie w przypadku średnich i dużych stajni, może się też przekładać na koszty utrzymania stajennych (o ile są takowi zatrudniani). Nie wolno jednak oszczędności posuwać tak daleko, by odbijało się to w jakikolwiek sposób na zwierzętach. Rzeczą absolutnie niedopuszczalną są zaniedbania w codziennym sprzątaniu boksów. Z drugiej jednak strony oczekiwanie klientów pensjonatów, by boks był czyszczony na co dzień całkowicie, to moim zdaniem przesada w drugą stronę. Żądając jak największych boksów (padają w dyskusjach nawet wymiary "minimalne" 4*5 metrów, to jest: 20 m2, dwa razy więcej niż typowy boks !) codziennie ścielonych "od podstaw", mało kto zdaje sobie sprawę, z czym to się wiąże. A wiąże się to z poświęceniem dodatkowego czasu na wybranie wszystkiego i daniem codziennie conajmniej 3 kostek świeżej słomy. Co by nie mówić - są to duże koszty, które jednak żądającym-klientom trudno jakoś zaakceptować...

Choć nie każdemu to będzie odpowiadać, złotym środkiem jest typowe sprzątanie, polegające na codziennym wybraniu obornika (odchodów stałych z drobinami ściółki) i wilgotnej słomy z miejsc zalanych moczem. Przy tym uwaga: suchą warstwę wierzchnią pozostawiamy nie naruszoną, dodatkowo podsypując ją słomą spod ścian boksu. zazwyczaj bowiem jest tak, że koń chodząc po boksie brudzi część środkową, dodatkowo mieszając czystą słomę z odchodami w tejże części środkowej. Pod ścianami koń nie chodzi, więc po bokach słoma jest najczystsza. Tą właśnie słomą powinniśmy zasypać te miejsca, z których wybraliśmy słomę zmoczoną. I uwaga druga: Wybieranie słomy mokrej nie oznacza wybierania CAŁEJ spodniej warstwy, będącej "z definicji" zawsze wilgotną ! Rolą tej dolnej warstwy jest wchłonięcie moczu i związanie go, zaś rolą suchej warstwy wierzchniej jest izolowanie końskich kopyt od warstwy spodniej. Jeżeli zaczniemy przewracać całą ściółkę w celu codziennego wybrania całej warstwy spodniej, uzyskamy jedynie to, że czystsza słoma wierzchnia elegancko wymiesza się z pozostałościami brudnej dolnej, a w efekcie boks będzie sprawiał wrażenie nie posprzątanego w ogóle; ponadto będzie wymagał większej ilości słomy do dościelenia.


Gdy już wybierzemy to, co brudne, i podsypiemy słomę spod ścian, zasypujemy boks świeżą, stroszoną słomą. I kolejne uwagi: Tą nową, najświeższą słomę, dajemy na środkową część boksu - nie ma sensu jej dawać pod samymi ścianami, gdyż koń jak wspomniałęm pod samymi ścianami chodzić nie będzie, a kręcąc się po boksie i tak będzie ściółkę rozgarniał ku brzegom. Po drugie: roztrząsajmy słomę starannie i w rękach ! Wrzucenie kostki słomy byle jak i roztrząsanie jej widłami skutkuje tym, że w boksach będą leżeć porcje zbitych źdźbeł, które pokrywają małą powierzchnię, a które mogłyby całkiem skutecznie pokryć znacznie więcej. Niestaranne nastroszenie i rozrzucenie słomy to po prostu jej marnowanie ! Dla typowego końskiego boksu 3 * 3,5 m:

a) przy starannym roztrząsaniu wystarcza pół (!) rzetelnej (10-kilogramowej) kostki słomy na każde sprzątanie;
b) przy niestarannym ścieleniu zużyje się jej dwa razy więcej;
c) jeśli chcielibyśmy każdorazowo sprzątać "do zera", musielibyśmy w takim boksie zużywać 2, a nawet 3 kostki każdego dnia;
d) przy boksie 4*5 m, sprzątanym całkowicie co dzień schodziłoby pewnie z 4-5 kostek !

Przy obecnej (2009 rok) cenie słomy rzędu 1,50 zł za kostkę te 4 przypadki oznaczają odpowiednio wydatki 0,75 zł, 1,50 zł, 4,50 zł i nawet 7,50 zł codziennie na każdy boks ! W skali miesiąca daje to mniej więcej od 22 do prawie 230 zł ! Widać różnicę ? No chyba widać ! Zatem od szefostwa stajni nie żądajmy boksu-giganta, codziennego sprzątanego i przy tym cenie pensjonatu 200 zł miesięcznie. A we własnej stajni pamiętajmy, że wystarczy odrobina chęci i staranności, by bez jakiejkolwiek szkody dla zwierząt (sic !) zaoszczędzić sporo na utrzymaniu każdego konia tylko poprzez staranne ścielenie. Jest więc o co "powalczyć" ! Ale jednak pamiętajmy, by nie trzymać się tych oszczęśdnościowych reguł sztywno ! Jeśli z jakichś względów wypadałoby podścielić danego dnia więcej słomy, zróbmy to bez wahania !

Powyższe rozważania i wyliczenia zostały wykonane przy założeniu, że konie dzień spędzają na wybiegu. Jeżeli wypuszczanie koni na cały dzień nie leży w kulturze stajni (co zresztą uważam za naganne), koszty ścielenia są oczywiście wyższe tak w sensie czysto finansowym, jak i w sensie nakładów pracy na częstsze sprzątanie. Jeżeli więc słyszymy, że w stajni X boksy sprzątane są DWA razy dziennie to znaczy, że wbrew pozorom stajnia ta nie jest stajnią dla koni dobrą. Przecież jeśli koń spędza dzień na wybiegu, wówczas nie brudzi w boksie i nie ma potrzeby sprzątać dwa razy. A że w stajni X trzeba ? Znaczy: konie są przetrzymywane w boksach. Nikt mi bowiem nie wmówi, że w takiej stajni koniom sprząta się i za dnia, i w środku nocy...

Czasem bywa tak, że osoby trzymające swego konia w cudzej stajni spotykają się z "usprawiedliwieniem", czy też może "argumentem", że sprząta się tam koniom w boksach tylko co drugi dzień, bo potem nikt nie chce zbyt czystej, suchej i słabo "przekiszonej" słomy od tej stajni odbierać. Osoby te powinny mieć świadomość, że są to tylko czcze słowa, szukanie usprawiedliwienia dla lenistwa i "bylejactwa". Słoma nawet w czystej postaci jest całkiem wartościowym nawozem, jej wartość nawozowa oceniana jest współczynnikiem 0,7 w porównaniu do wartości nawozowej obornika. W praktyce oznacza to, że 1 tona suchej masy słomy odpowiada 0,7 tony obornika (również suchego !). Przecież nie bez powodu po żniwach wykonuje się orkę na ściernisku !

Codzienne "cząstkowe" czyszczenie to jedno, a konieczność okresowego pełnego sprzątania - to drugie... Przy opisanym wyżej systemie "dościelanym" zwykle zaleca się wybieranie całego obornika nie rzadziej niż raz na 2 tygodnie. Opróżnienie boksu ze wszystkiego to także okazja do sprawdzenia stanu ścian, krat, paśników i zawieszek. Warto też kilka razy w roku spryskać ściany środkiem przeciwgrzybiczym lub przynajmniej wodnym roztworem wapna (patrz w "Mądrościach" opracowanie "Z pamiętnika doniczkowego rolnika"). Ograniczy to rozwój grzybów; jednak bądźmy szczerzy: nie ma szans, by trwale zlikwidować wszystkie grzyby, bakterie i inne niepożądane organizmy w stu procentach !

Choć wielu osobom się to nie podoba, warto też zimową porą zadbać o utrzymanie grubszego "materaca" ze słomy. Robi się to sprzątając w boksach w trybie "codziennym", lecz nie czyszcząc boksów "do zera" przez zimę i dościelając nieco więcej słomy tak, by stanowiła dla kopyt dobrą izolację przeciwwilgociową od dolnych pokładów słomy zmoczonej. Jeśli ta warstwa będzie odpowiednia, a konie będą spędzać w stajni tylko porę nocną, nie powinno być kłopotów w rodzaju gnicia strzałek. Za to jest istotna korzyść: w razie wystąpienia silniejszych mrozów konie w potrzebie będa mogły pobrać wytworzone na drodze fermentacji ciepło od dolnej warstwy ściółki. Po prostu położą się na niej - ciepła zazwyczaj wytwarza się w podłożu tak dużo, że nawet jeśli w stajni są ujemne temperatury, woda wstawiona do boksu w wiadrze nie zamarznie.

To na razie tyle uwag różnych o warunkach chowu koni. C.D.N. - do tego tekstu z czasem będą dodawane kolejne uwagi