Minus 28...




czyli: Uzupełnienie tekstu o chowie koni zimą

09.01.2017




Dziś rano rzuciłem okiem na termometr za oknem i... osłupiałem. Znakomity skądinąd serwis ICM (meteo.pl) zapowiadał w nocy w naszym regionie temperatury rzędu -16 stopni, tymczasem okazuje się, że było ich na minusie aż -28 (słownie: dwadzieścia osiem !). Tylko raz w kilkunastoletniej historii naszej stajni zdarzyła się temperatura niższa... Taki mróz poskutkował w stajni temperaturką rzędu -15 stopni, co jednak wydawało się zupełnie nie wzruszać naszych "kopytnych" - i to mimo tego, że w listopadzie i grudniu, gdy temperatury oscylowały w okolicach zera, zwierzaki nie zdążyły sobie wyhodować długiego, obfitego futra. Temperatura skłoniła mnie do chęci napisania tu kilku słów o chowie koni zimą. Jednak przeszukując internet w poszukiwaniu ciekawych przemyśleń innych autorów okazało się ku mojemu dużemu rozbawieniu (ale i co tu kryć, także naprawdę sporej satysfakcji), że jednym z czołowych tekstów poświęconych tej ważnej kwestii jest... artykuł na stronie Stajni Trot ! Przeczytałem go uważnie i dziś nadal podpisuję się pod każdym zamieszczonym tam stwierdzeniem; jest to jednak też okazja żeby sprawdzić, jakie nowe głosy pojawiły się w tych kwestiach przez kilka lat, jakie upłynęły od stworzenia tamtego tekstu.

Zacznijmy od podstaw: temperatura to dla konia nie wróg. Zwykłe konie, które są zdrowe, a przebywając przez okrągły rok na wybiegach mają możliwość adaptowania się do zmian pór roku i porastania grubą sierścią, bez problemu zniosą nawet 50-stopniowe mrozy, czego dowodem mogą być choćby dzikie kuce w Jakucji. Do zniesienia temperatur rzędu minus 10 stopni konie nawet nie potrzebują znacząco większych ilości energii do ogrzania ciała. O wiele gorszymi czynnikami wychłądzającymi są wilgotć i wiatr typowe raczej dla przełomu listopada i grudnia - to one moga spowodować potrzebę wzmożonego ogrzewanie organizmu. Tymczasem momenty tych naprawdę silnych mrozów w Polsce związane są zazwyczaj z panowaniem nad naszym krajem ośrodków wyżowych - wtedy wielka masa powietrza opada z wyższych partii atmosfety w dół, tworząc nieruchawą "czapę", ograniczającą unoszenie się ku górze cieplejszego powietrza. Efektem tego ograniczenia ruchów powietrza jest brak chmur (a co najwyżej nieco mgły o poranku) i dość słoneczne, choc mroźne dni. Najgorsze zaczyna się jednak nocą: chmury są dla ziemi "kołderką" utrzymującą zgromadzone za dnia ciepło - a skoro ich nie ma, to ziemia w nocy radośnie oddaje to ciepełko w przestrzeń. Efekty widać na termometrach. Gdy do tego dodamy napływ powietrza arktycznego, no to mamy właśnie 20- i 30-stopniowe mrozy.



Tyle meteorologii, wróćmy do koni. Jak już powiedziałem mróz to nie jest duży problem. Konie same z siebie w mroźne dni mało się ruszają, oszczędzając energię (poruszaniu się też nie sprzyja twarde, zwykle grudowate podłoże). Wreszcie: zimą konie zwykle mniej pracują, więc naprawdę nie ma aż tak wielkiej potrzeby dawać im podwójnej dawki jedzenia. Niskie temperatury wymuszają na koniach zużycie nieco większej ilości energii do ogrzania organizmu, jednak trzeba zachować zdrowy rozsądek. Zbyt chude konie mają obniżoną odporność i łatwiej mogą zachorować, więc oczywiście nie można zimą dopuścić do utraty wagi. To jednak nie znaczy, że konia powinno się "zapaść". Trzeba obserwować i karmić stosownie do potrzeb. Nieuzasadnione faktycznymi potrzebami zwiększenie ilości owsa zimą doprowadzi konia do stanu nazbyt "nakręconego", a i może narazić go na choroby typu ochwat, mięśniochwat, kolka. Jeśli zaś zmniejszymy ilość owsa z powodu mniejszej pracy, nie rekompensując tego innymi paszami, koń zimą wyraźnie straci na wadze. Paszy treściwej należy więc dawać się mniej więcej tyle samo, co latem (i stosownie do wykonywanej zimą pracy), natomiast w najcięższym czasie wystarczy zwiększyć dzienną dawkę siana o mniej więcej 1/4 - 1/3 - również stosownie do warunków pogodowych i wysiłku. I zimą, i latem to siano właśnie jest podstawą diety znakomitej większości koni. I choć nawet najlepsze siano nie jest równie dobre, jak świeża zielonka, to jednak jest wystarczająco dobrym "paliwem" dla zwierząt dla zapewnienia sobie "samoogrzewania". Głównym źródłem energii są lotne kwasy tłuszczowe, które pochodzące z przemian tzw. węglowodanów strukturalnych, zawartych w sianie (a także słomie). Trawienie włókna roślinnego trwa długo. jest ono rozkładane w jelicie grubym, a temu procesowi towarzyszy powstanie dużych ilości ciepła. Dlatego dostęp do siana jest rzeczą podstawową - szczególnie zimą. Zwiększenie ilości siana jako źródła włókna pozwoli koniowi na ogrzanie się bez zużywania rezerw tłuszczowych i straty wagi. Podkreślmy: mowa tu o sianie dobrej jakości oraz smakowitości. Jeśli w mroźne dni konie mimo wyższych potrzeb pokarmowych i zwiększonej ilości siana w paśnikach nie chcą go jeść, to nie znaczy, że są wybredne, lecz że chyba coś z tym sianem jest nie tak i najprawdopodobniej nie powinno być skarmiane.

Zima to oczywiście pretekst dla producentów pasz do niekoniecznie w 100% zgodnej z prawdą reklamy. Zdania typu "Podczas srogich zim trawa w postaci siana nie jest w stanie zaspokoić jego potrzeb energetycznych oraz zapewnić mu potrzebnych witamin i minerałów (...) do dawki pokarmowej należy włączyć paszę treściwą w postaci ziaren zbóż lub gotowych mieszanek paszowych oraz innych suplementów żywieniowych" w oczywisty sposób są manipulacją. Owszem, rozmaite dodatki są wskazane, ale z pewnością nie w takim stopniu, jak to się sugeruje. Teksty typu "Niewątpliwie dodatek wartościowej sieczki do każdorazowej porcji paszy treściwej [i tu nazwy preparatów] będzie nie tylko źródłem czystego włókna i bezpiecznej energii, ale również korzystnie wpłynie na procesy trawienne w zimową porę, będąc doskonałym urozmaiceniem diety" należy traktować jak każdą reklamę, czyli po prostu - excusez le mot - olać. Oczywiste jest, że taka, czy inna pasza da zawsze zwierzęciu energię (jak siano), zadziała ochronne na śluzówkę żołądka (jak siano) oraz poprawi perystaltykę jelit (jak siano). Natomiast w przypadku większości koni nie ma żadnego sensu i potrzeby płacić za to krociowych kwot. Podstawą żywienia zimą było, jest i zawsze powinno być dobre siano, a nie granulki z torebki. Oczywiście można i warto dodawać do jedzenia witaminy oraz rozmaite dodatki, czy to w formie prefabrykowanych musli, czy granulatów, ale to są tylko właśnie dodatki, których zalecane przez producentów dawkowanie zwykle bywa mocno zawyżone -to oczywiście wynika z chęci zysku. Osobiście jestem zwolennikiem podawania koniom dodatków i witamin przede wszystkim w naturalnej formie roślinnej: marchwi, jabłek, buraków itp., jedynie lekko uzupełnianych witaminami w płynie lub proszku. Po mieszanki paszowe w większych ilościach powinniśmy sięgać raczej dopiero wtedy, gdy z jakichś powodów (np. zdrowotnych) koń mimo dostęu do siana i witamin traci zimą wagę i/lub kondycję.



Skoro padło słowo "marchew", trzeba wspomnieć o pewnej rozbieżności zdań. Otóż część klaczy zimą jest ciężarna, w związku z tym trzeba o nie dbać w sposób szczególny. Zwyczajowo podaje się im zimą w stadninach m.in. większe ilości marchwi z uwagi na to, że zawiera ona dużo witaminy A, potrzebnej dla dobrego stanu skóry, błon śluzowych i błon płodowych, co przekłada się na lepszą ochronę przed infekcjami i lepszy stan kośćca źrebiąt. Producenci pasz zalecają różne preparaty paszowe i suplementy o zwiększonej ilości tej witaminy. Z drugiej jednak strony równie często spotyka się stanowisko, że takim klaczom nie powinno się podawać marchwi z uwagi na ryzyko zatrzymania smółki u źrebięcia. A druga rzecz: wielu weterynarzy twierdzi, że należy w przypadku takich klaczy raczej unikać pasz wysokobiałkowych (np. otrębów oraz zalecanych na zimę przez producentów gotowych premiksów paszowych) z uwagi na ich funkcję stymulującą przedwczesne wytwarzanie siary. Tu również widać dysonans między biznesem, często zalecającym zimą takie pasze, a weterynarią. A prawda ? Jak to zwykle bywa jest gdzieś pośrodku...

Bardzo dobrym dodatkiem na zimę są wysłodki buraczane. Spotyka się je w wersji naturalnej (mokre) lub prasowanej, także suszonej lub granulowanej. Są odpadem w procesie produkcji cukru z buraków cukrowych. Są łatwostrawne, niskobiałkowe i niskoskrobiowe, a mają wysoki poziom włókna. A że podczas przetwarzania są pozbawiane niemal całego cukru, więc można je śmiało podawać zamiast zbóż. Coraz rzadziej spotyka się wysłodki mokre (są dostępne w zasadzie tylko jesienią podczas kampanii buraczanej, gdyż ich przechowywanie jest kłopotliwe), często za to mają postać brykietu lub granulek. Wysłodki mokre trzeba skarmiać od razu, prasowane - do tygodnia, suche natomiast można przechowywać do nawet 4 miesięcy. Niestety te granulowane często mają dodatek melasy, co w żywieniu koni nie jest wskazane, bo jest to zbyt wielka "bomba energetyczna". Wysłodki w wersji suchej przed podaniem koniom trzeba przez 10-12 godzin moczyć. Niekiedy można przeczytać, że wysłodki w wersji prefabrykowanej (oczywiście dużo droższej) trzeba moczyć o wiele krócej (15-30 minut) - to nie jest dobra rada. Wysłodki bardzo pęcznieją, mogą słabo namoczone spęcznieją w brzuchu i mogą stać się przyczynš kolki. Prawidłowo przygotowane i podane, wysłodki są trawione na całej długości przewodu pokarmowego, więc są bezpieczne i nie powodują kolek. Niestety nie każdy ma cukrownię pod domem...



Ważnym dodatkiem paszowym zimą jest olej roślinny - lniany, rzepakowy, sojowy, kukurydziany lub słonecznikowy (u nas podawany zresztą przez okrągły rok). Olej to oczywiście zwiększenie udziału tłuszczu w diecie, ważne źródło kwasów omega-3 i omega-6. Wpływa korzystnie na sierść i kopyta. Jest przy tym źródłem wolno uwalnianej energii. Olej podaje się w niewielkiej ilości, uzyskując jednak dużą wartość energetyczną, a nie powodując jednocześnie nadpobudliwości ani dużego obciążenia układu trawiennego. Różne źródła różnie zalecają - od 15 do 50 ml ba dobę; w przypadku podawania ilości większych zaleca się podawanie preparatów bogatych w witaminę E oraz selen.

Nieraz, także w kilku tekstach zamieszczonych na naszej stronce, wypowiadałem się negatywnie o ogrzewaniu stajni oraz o derkowaniu koni zimą w stajni i na wybiegu. Oczywiście mam tu na myśli nie tyle zasadne okrycie na pół godziny, czy godzinę konia spoconego po treningu, ale stałe przetrzymywanie pod derką koni stojących zimą w boksach, czy chodzących swobodnie po placu. Niestety jest to "wołanie na puszczy", dla większości młodych posiadaczy koni (w 95% osób płci niewieściej) przystrajanie konia w coraz to inne, kolorowe "ciuszki" to objaw dbałości o niego - bo konikowi musi być ciepło no i oczywiście ma ślicznie wyglądać. Żeby się jednak w swoich poglądach nie powtarzać, zacytuję tym razem "klasyka", któego autorytet jest nie do podważenia. Jest nim pan Marek Trela, weterynarz, hodowca i przez wiele lat szef stadniny koni w Janowie Podlaskim, pod którego kierunkiem stadnina ta odnosiła spektakularne sukcesy międzynarodowe. Oto, co mówi:

"Cała koncepcja hodowlana opiera się na wychowie źrebiąt w zimnych, przewiewnych stajniach. Stajnie Prywatne [TJ: to tylko taka nazwa, gdyż niegdyś trzymano tam konie osób trzecich] są dość ażurowej konstrukcji, a drewno daje ten specyficzny mikroklimat. Tam nigdy nie ma wilgoci, nie skrapla się woda na szybach. (...) Zawsze - pan Krzyształowicz, a potem ja, naśladując go - staraliśmy się trzymać te stajnie otwarte w zimie. Każda z nich ma wejście z trzech stron. Wszystkie drzwi zamykaliśmy tylko przy największych mrozach. A tak do minus dziesięciu przynajmnjej jedne czy dwoje drzwi musiało być orwarte. Po zawietrznej stronie, żeby nie wiało do środka. W Porodowej [TJ: to również tylko taka nazwa zwyczajowa] zimą bywa do minis piętnastu. Bo w hodowli bardzo ważne jest, żeby koniom stwarzać z jednej strony komfortowe warunki, ale z drugiej, żeby je hartować. Dzieki temu, że wnętrza były takei chłodne, nigdy w okresie zimowym nie mieliśmy problemów z chorobami źrebiąt. Pojawiały się dopiero, kiedy zaczynał się upał. Konie chorują zimą tylko wtedy, gdy są przegrzewane w stajniach i wychodzą na zewnątrz. Albo utrzymuje się je w wilgotnych pomieszczeniach. Dlatego nigdy nie wychowyaliśmy źrebiąt w stajni Wyścigowej. Ile razy trafiały w te mury, potwornie chorowały. "

Na koniec jeszcze jedna ważna rzecz: woda. Podawanie nieco większych ilości siana, czy sieczki powoduje u koni zwiększone pragnienie i tą potrzebę trzeba zaspokoić. O tym, żeby przy -20 stopniach działały zewnętrzne poidła, nie ma co marzyć. Starając sie zapewnić koniom wodę nie mamy wyjścia - najlepsza jest klasyczna metoda noszenia na wybieg wiader. Podawanie koniowi lodowatej wody (zwłaszcza zaraz po treningu) może doprowadzić do problemów z układem trawiennym, kolki lub ochwatu. Nie ma co natomiast popadać w drugą skrajność i tej wody podgrzewać. Woda ciepła jest mniej smaczna, a narażanie konia na wyraźne, szybkie zmiany temperatury przełyku nie wpłynie zimą dobrze na zdrowie zwierzęcia. Nie ma też co kombinować z rozmaitymi "herbatkami", to jest przerost formy nad treścią. W naturze żadne zwierzę nie ma dostępu do zalecanych przez jedną z tzw. "końskich blogerek" naparów z kozieradki (WTF is kozieradka?!), czy do jogurtu z miodem. Pójmy konie w sposób naturalny - niech to będzie po prostu zwykła woda o niezbyt niskiej, ale i niezbyt wysokiej temperaturze. "Kranowe" 10 stopni - to w sam raz.





Zródła:

http://equista.pl/editorial/353/ywienie-zimowa-dieta-koni
https://sklep.hippovet.pl/pl/n/2
http://gallop.pl/opieka-nad-konskim-seniorem-zima/
http://megalkonie.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=7:zywienie-koni-w-okresie-zimowym&catid=2:uncategorised
http://www.farmer.pl/produkcja-zwierzeca/bydlo-i-mleko/wyslodki-buraczane-8211-bomba-energetyczna,54008.html
Ewa Bagłaj - "Marek Trela - Moje konie, moje życie", Instytut Wydawniczy Erica, 2016, ISBN: 978-83-65310-80-4, wyd. 1